Od zawsze chciałam mieć piękny ślub. Na nudnych lekcjach rysowałam wymarzoną suknię (ach, jak ta wizja się zmieniała!) i chętnie oglądałam romantyczne komedie z weselem w tle, tytule, czy gdziekolwiek indziej. Każdy weselny detal wydawał mi się fascynujący, a jednocześnie nie mogłam się doczekać założenia rodziny – tej rzeczywistości, która zacznie się realizować po złożeniu przysięgi.
Kiedy Piotrek poprosił mnie o rękę, szybko zabraliśmy się za planowanie. Mimo finansowych ograniczeń, sprawiało mi to ogromną frajdę. Szukałam najlepszych rozwiązań i kombinowałam. Długo myślałam nad zaproszeniami, pomysły na winietki rozrysowywałam w specjalnym zeszycie, a wybór sukni ślubnej spędzał mi sen z powiek. Widziałam ogromną różnice między ecru i bielą. Figurkę na tort kupiliśmy rok wcześniej. Było mi smutno, kiedy wybrany tort okazał się nie taki, jak planowaliśmy. Mogłam godzinami opowiadać o naszych przygotowaniach. Myślę, że niektórzy mogliby nazwać mnie bridezillą. I chociaż nie robiłam awantur o drobnostki, to jednak zwracałam na nie uwagę. Martwiłam się, gdy coś szło nie po naszej myśli i przejmowałam się szczegółami. Chciałam, żeby było idealnie w każdym calu.
Ślub był dla mnie bardzo ważnym wydarzeniem
Nie mogłam się go doczekać. Nie tylko ze względu na ten jeden szczególny dzień, ale także, a nawet przede wszystkim, przez małżeństwo, które rozpoczynał – wspólne mieszkanie i wszystko to, co wiąże się z życiem „jak mąż z żoną”. Nie przeczę, że sama organizacja dużego przyjęcia i przeżywanie go w samym centrum uwagi, nie przynosiło mi radości. To było bardzo miłe. W dniu ślubu kobieta dostaje chyba najwięcej komplementów w życiu. Nie boję się publicznych wystąpień, ani nie uciekam nigdy przed aparatem, więc czułam się bardzo swobodnie i dobrze. Rola gospodarzy wystawnego przyjęcia obojgu nam pasowała. Mieliśmy jednak świadomość, że to nie o to chodzi. Wesele było przemiłym dodatkiem, imprezą, na której świętowaliśmy coś, co dokonało się tego dnia wcześniej.
Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu
Tak, tak i jeszcze raz tak! Mimo tego, że przykładałam dużą wagę do zewnętrznej oprawy naszego ślubu i denerwowałam się wszystkim naokoło, to jednak zawarcie małżeństwa było dla mnie najważniejszym wydarzeniem, na które nie miał wpływu ani dziwny tort, ani pomylona piosenka na oczepiny. Najważniejsza była przysięga małżeńska i my dwoje stojący przed ołtarzem, ślubujący sobie miłość, wierność i uczciwość małżeńską. Najważniejsza była nasza rodzina, która właśnie wtedy się zaczęła.
Gdybyśmy nie mieli możliwości zorganizowania wesela, to by go nie było. Nie wynajmowaliśmy ślubnego auta, dekoratorki i nie kupowaliśmy prezentów dla świadków. Moglibyśmy zrezygnować jeszcze z wielu rzeczy, bo nie one były najważniejsze, ale nie musieliśmy. I przyznaję, że bardzo się z tego cieszę, choć nie raz było mi głupio, że liczy się dla mnie to, co zewnętrzne.
Dbaliśmy o równowagę przygotowań do ślubu i małżeństwa
Pozwoliliśmy sobie na mocne skupienie na dekoracjach i organizacyjnych detalach, bo uznaliśmy, że dobrze przygotowaliśmy się do małżeństwa. Dzięki nastawieniu, że nasz związek potencjalnie może prowadzić do ślubu, myśleliśmy o przyszłości. Po otrzymaniu pierścionka nie zaczęłam nagle przygotowań do roli żony – ten proces trwał od lat, a mentalne narzeczeństwo od pierwszych dni w związku.
Dbałość o szczegóły nie była wcale odpuszczeniem duchowego i psychicznego przygotowania, ale jego uzupełnieniem. W stresującej organizacji jest mnóstwo okazji, by lepiej się poznać. Poza tym, jeśli dane wydarzenie jest dla nas ważne, nie wyobrażam sobie, żebyśmy mieli w nim uczestniczyć np. niechlujnie ubrani. Wewnętrzne piękno promienieje na zewnątrz. Piękno naszego ślubu chcieliśmy podkreślić przez jego dopracowaną organizację.
Jesteśmy ludźmi – potrzebujemy znaków
To hasło jest często wypowiadane, gdy mówi się o sakramentach w Kościele. Widzialnym znakiem niewidzialnego zawarcia związku małżeńskiego jest cały rytuał ślubu – złożenie uroczystej przysięgi, błogosławieństwo, nałożenie obrączek. Ślub byłby ważny, gdybyśmy przyszli ubrani w jeansy, a później pojechali do Maca. Uroczyste stroje i dekoracje nie są istotne dla skutków sakramentu.
Ale! Ślub jest ważnym wydarzeniem, więc dbamy o piękny ubiór i wygląd – nie tylko młoda para, ale i goście. Ślub jest ważny, więc świętujemy – organizujemy przyjęcie, zapraszamy rodzinę i znajomych, częstujemy ich jedzeniem i tańczymy, weseląc się. To są elementy naszej tradycji, które mają podkreślić uroczysty charakter zawarcia związku małżeńskiego. Nikt się z tym nie kłóci, ale kiedy ktoś chce zadbać o najdrobniejszy szczegół, niektórzy źle go oceniają.
Boli mnie myślenie zero-jedynkowe i skrajności
Robisz skromny ślub – dobrze, bo na pewno dbasz o to, co „najważniejsze”. Jesteście dojrzali, tak jak Wasza miłość. Decyzja o ślubie była dobrze przemyślana i zapewne też przemodlona. Nie robicie niczego pochopnie. Nawet, jeśli narzeczeństwo było krótkie, to dlatego, że jesteście siebie pewni. Nie liczy się dla Was zewnętrzna oprawa, bo istotne jest tak naprawdę to, co dzieje się w Waszych sercach, a tego nie uchwyci najdroższy fotograf (więc nie ma sensu wydawać na niego pieniędzy).
Organizujesz wielkie i dopracowane wesele – jesteś pusta i traktujesz ślub powierzchownie. Pobieracie się pewnie dla białej kiecki i kopert. Jesteście ślepo w sobie zakochani albo dawno Wam przeszły motylki w brzuchu i bierzecie ślub, bo tak wypada. Chcecie zadowolić wszystkie ciotki i zrobić wszystkim naokoło dobrze zamiast przygotować się porządnie do małżeństwa. Myślicie tylko o ślubie, a nie o tym, co będzie po nim.
To są skrajności. Takie pojechane po bandzie i podkreślone przez zastosowanie odpowiedniego słownictwa. I takie ocenianie par młodych niestety czasem funkcjonuje. Chodzi mi o pierwsze wrażenie, skojarzenia, jakie budzi w nas dziewczyna zastanawiająca się ze swoimi pięcioma druhnami nad kolorem serwetek (a wybierają między liliowym a wrzosowym dajmy na to) i o pierwszą myśl o parze, która rezygnuje z dodatkowej dekoracji kościoła i organizuje tylko obiad dla najbliższych. Tak, jakby nie było nic pomiędzy tymi dwiema postawami. A jest tam jeszcze całkiem sporo różnych odcieni – tych godnych naśladowania i smutnych.
Dbałość o szczegóły wesela nie wyklucza dobrego duchowego przygotowania
Można mieć idealne wesele i dobre przygotowanie do sakramentu małżeństwa. Można wydać dużo pieniędzy na dekorację sali, a mimo to stawiać najmocniejszy akcent na duchowym przeżywaniu ślubu. Da się to połączyć. Piękne stroje z idealnie dobranymi dodatkami nie oznaczają, że młoda para źle przeżyła czas narzeczeństwa. Wielkie i wystawne wesele nie jest jednoznacznym odzwierciedleniem jakości związku. Świrowanie na punkcie wymyślnych zaproszeń, nie oznacza braku świrowania na punkcie najbardziej wartościowego dla relacji kursu przedmałżeńskiego.
Skromny ślub nie zawsze jest dobry i świadomy
Czyli druga strona medalu – uboga w dekoracje uroczystość nie zawsze określa skupienie nowożeńców na duchowym przeżywaniu zawarcia związku małżeńskiego. Niektórzy po prostu nie mają pieniędzy, nie lubią przepychu, nie bawi ich ta cała ślubna otoczka, inni oszczędzają na budowę domu czy podróż poślubną, a są i pewnie tacy, dla których ślub jest po prostu mało ważny, jest tym przysłowiowym „papierkiem” i formalnością, więc nie chcą na niego wydawać zbyt wiele. Im mniej dekoracji i dopracowanych szczegółów, tym mniej potrzeba czasu na organizację – skromny ślub może być też wynikiem braku czasu.
Możliwości jest na pewno dużo więcej. Chciałam je po prostu zarysować i pokazać, że powody mogą być bardzo różne. Tak samo jak i przy zwariowaniu na punkcie organizacji. Niektórzy ludzie robią to dla poklasku, czekają na pochwały, chcą wypaść lepiej niż inni, chcą się pokazać, zabłysnąć i spełnić własne próżne marzenia. Inni poświęcają masę czasu i pieniędzy, bo jest to dla nich podkreślenie powagi sakramentu i radości z małżeństwa – uważają, że tak poważna sprawa jak ślub, wymaga odpowiedniej oprawy.
Jest jeszcze kwestia różnej wrażliwości estetycznej. To, co dla jednych będzie ładne, dla inny może się okazać jedynie „schludne”. Podstawowe wymagania co po niektórych, dla kogoś innego mogą już być znaczącą przesadą. Różnimy się i to jest w porządku.
To, że chcesz mieć piękny ślub jest OK
Mi nikt tego nie powiedział i momentami czułam się, jakbyśmy robili coś złego. Trochę tak, jakby wierzący ludzie musieli mieć brzydki ślub. Nawet nie skromny, a właśnie brzydki. Bo jak będą mieli ładny, to znaczy, że nie myślą o tym, co najważniejsze. Bez sensu, no nie? Teraz to wiem, a wtedy zastanawiałam się, czy wszystko ze mną w porządku.
Nie raz słyszałam pochwały dla osób, które organizowały bardzo prosty i tani ślub. „Nie wydają niepotrzebnie pieniędzy, nie skupiają się na rzeczach materialnych, nie odwracają uwagi od tego, co najważniejsze, trzeźwo myślą, nie przesadzają, nie dają się naciągnąć branży ślubnej, etc. etc.” I wtedy było mi głupio, bo to, co dla innych było pierdołami, dla mnie naprawdę miało znaczenie. Nie jako istota ślubu, ale detal, który uświetni to wydarzenie przez swoje piękno – tak po ludzku i po naszemu. Dużo mniejszą uwagę przykładałam do muzyki, bo się na niej nie znam, ale estetyka najmniejszych szczegółów była dla mnie ważna.
Nie trzeba rezygnować z pięknego ślubu, ale należy dbać o równowagę w przygotowaniach do ślubu i do małżeństwa – to powinno się podkreślać. Jeśli poświęcimy uwagę zarówno zewnętrznym jak i wewnętrznym aspektom przygotowań, wszystko powinno być w porządku. Nie musimy z niczego rezygnować, wystarczy nadać odpowiedni priorytet (i się go trzymać w krytycznych momentach).
Nie oceniajmy nowożeńców na podstawie podejścia do organizacji ślubu – nie wiemy, co kryje się w środku. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu, pamiętacie?
P.S.
Piszę o sobie, ale w zdecydowanej większości zdań mogłabym użyć liczby mnogiej – razem z mężem mamy podobne zdanie w tym temacie.
To jest ostatni wpis w ramach Międzynarodowego Tygodnia Małżeństwa w 2018 roku i mojej akcji blogowej Tydzień Małżeństwa w Internecie. Dzisiejszy dzień ma temat przewodni „małżeństwo jest nasze” (czyli tematyka zupełnie dowolna), choć równie dobrze powyższy tekst wpisałby się we wczorajsze hasło „małżeństwo jest ludzkie”.