Od kiedy pamiętam, moja mama powtarzała mi, że nie wystarczy się zakochać i iść za głosem serca przed ołtarz. Mówiła, żebym zwróciła uwagę, z jakiej rodziny pochodzi mój wybranek i jacy są jego rodzice. Co prawda to nie z nimi bierze się ślub, ale stają się bardzo ważnymi osobami w naszym życiu – zostają teściami.
Wokół teściów krąży wiele mitów, stereotypów, wątpliwości, a nawet kontrowersji. To jest temat rzeka. Na ślubnych forach i grupach facebookowych pojawiają się pytania dotyczące sposobu zwracania się do rodziców przyszłego małżonka, kontaktów po ślubie, podziękowań w trakcie wesela. Pod koniec wiosny, gdy zbliżają się Dni Matki i Ojca wiele osób zaczyna się zastanawiać, czy muszą teściom składać z tej okazji życzenia.
Relacje z teściami są bardzo różne. Co więcej, zmieniają się z biegiem czasu i nowymi sytuacjami życiowymi. Nie raz słyszałam o tym, że przed ślubem było super, a po nagle wszystko się zmieniło. Jeszcze częściej zmiany zachodzą chyba po narodzinach pierwszego wnuka.
Zadając sobie pytanie, czy teściowie to rodzina, wiele osób stara się na nie odpowiedzieć przez pryzmat swoich emocji, uczuć i nastawienia do rodziców małżonka (obecnego lub przyszłego).
Jakość naszych relacji z teściami nie definiuje tego, czy są naszą rodziną
I choć na pewno łatwiej jest uważać ich za swoją rodzinę, kiedy się lubicie, nie oznacza to, że nią nie są, gdy Wasze relacje są słabsze albo po prostu złe. Z rodzeństwem też zdarza się mieć bardzo zły kontakt przez długie lata, lecz nie można powiedzieć, że brat czy siostra to nie rodzina. Biorąc ślub, wchodzimy w rodzinę swojego współmałżonka.
Pamiętam, jak moja mama kłóciła się z moją babcią, a swoja teściową. Tematem sprzeczki było:
„Teściowa i synowa – krewne czy rodzina?”
Mama mówiła babci, że nie są krewniaczkami, ale rodziną owszem. Ona nie mogła tego pojąć, mimo solidnych argumentów swojej synowej. Wszedł jeszcze motyw moich drugich dziadków, czyli teściów mojego taty. Czy dla teściów nasi rodzice są rodziną? Rozmowa zrobiła się odrobinę groteskowa. Babcia wszystkich nazwałaby jedną wielką rodziną, a mama bardzo rozważnie dobierała określenia. To mi dzisiaj daje sporo do myślenia.
Co to w ogóle znaczy być rodziną?
Wydaje się, że jest to banalne pytanie. Skoro jednak nie wszyscy rozumieją je tak samo (patrz przykład mojej mamy i babci powyżej), nie jest tak proste jak mogłoby się wydawać. Można rozważać bycie rodziną w świetle prawa, więzów krwi, rodzinnych relacji czy poczucia przynależności opartego na uczuciach (raczej tych pozytywnych).
To najbardziej potoczne nazywanie kogoś członkiem swojej rodziny jest według mnie oparte na wspomnianych wyżej rodzinnych relacjach, ale rozumianych jako rodzinne powiązania, a nie osobisty kontakt między dwiema osobami. Według mnie sam fakt, że istnieją określenia „teść, teściowa, zięć i synowa” dla nazwania rodziców małżonka i małżonka swojego dziecka, w pewnym sensie oznacza, że są to więzy rodzinne (nie więzy krwi, ale rodzinne jak najbardziej).
Patrząc na sprawę z drugiej strony, bardziej uczuciowo i emocjonalnie, nie wyobrażam sobie, żeby nie nazywać rodziców swojego męża rodziną. Wiem, że jego rodzice są dla niego bardzo ważni, on dla nich również. Bez nich, jego by nie było na tym świecie. Jeśli ktoś zajmuje tak istotne miejsce w sercu i życiu mojego męża, dla mnie również staje się bardzo ważny.
W niektórych sytuacjach myślę, że można rozgraniczyć uważanie się za rodzinę, a czucie się rodziną
Pierwsza kwestia jest czysto logiczna – takie rozumowe stwierdzenie faktu. Wykładnią drugiej są uczucia. Różne są sytuacje. Niekiedy chociaż by się chciało (więc jakoś rozumowo nadaje się teściom status rodziny), trudno jest się poczuć jak w rodzinie.
U nas póki co jest spokojnie. Nasze relacje z teściami uważam za bardzo dobre. Mamy sporego farta, bo tych dziwnych i konfliktowych sytuacji jest naprawdę mało. W trakcie ślubnych przygotowań pojawiło się kilka nieporozumień, ale udało się je zażegnąć bez ofiar. Mogę spokojnie powiedzieć, że moi teściowie są moją rodziną. Mój mąż też jest uważany przez moją mamę za członka rodziny.
I moja i Piotrka mama, miały niezbyt dobre kontakt ze swoimi teściowymi. I choć są zupełni inne niemal pod każdym względem, myślę, że ich doświadczenia bardzo wpływają na to, jakie są teraz dla nas. Nie mszczą się za swoje przeżycia („ja miałam źle, to Ty tez będziesz mieć!”). Po śmierci swoich teściowych potrafią na nie spojrzeć łaskawszym okiem, przez pryzmat czasów, w jakich żyły i ich osobistych historii. Nie wtrącają się w nasze życie i małżeństwo i nie uzależniły żadnego z nas od siebie, a to są chyba jedne z największych wad stereotypowych teściowych.
O teściach jakoś mniej się mówi i żartuje. Większość z nich chyba nie jest zbyt problemowa. :) Żałuję, że mój Piotrek nie zdążył poznać swojego teścia – myślę, że by się bardzo polubili. Mój mąż w wielu aspektach przypomina mojego tatę. Nawet ma tak samo na imię. :)