Uwielbiam śluby i wesela! Kręci mnie mnóstwo rzeczy, które są z nimi związane. Kocham patrzeć na młode pary, mogę godzinami słuchać narzeczonych i ich przeróżnych historii z przygotowań czy oświadczyn, lubię udzielać rad, jeśli ktoś o nie prosi. Cieszę się z każdego zrobionego dla klientów zaproszenia. Wzruszam się niemal przy wszystkich podziękowaniach dla rodziców, które projektuję. Z ogromną chęcią oglądam wszystkie blogowe relacje ślubne i z całego serca gratuluję nowożeńcom, nawet, jeśli dopiero pierwszy raz weszłam na ich stronę. Kiedy trafiam na dawno nie odwiedzany portal z ze ślubnym DIY, spędzam tam zdecydowanie za dużo czasu, zapisując wszystkie ciekawe inspiracje na Zszywce. A w tym wszystkim przewijają się jeszcze wspomnienia i refleksje z naszego ślubu pojawiające się podczas każdej uroczystości zawarcia związku małżeńskiego, w której uczestniczymy.
Zaczęłam się zastanawiać, co takiego jest w tych ślubach i weselach, że je tak lubię. Co w nich jest tak interesującego i pociągającego, że wciągnęły mnie bez reszty i trzymają już od kilku lat? Zadaję sobie pytanie:
Dlaczego tak bardzo lubię wesela?
…bo są początkiem małżeństwa!
No a jakże! Musiałam zacząć od tego powodu. :) Bo choć uwielbiam śluby same w sobie, to są dla mnie przede wszystkim zawarciem małżeństwa i wejściem w zupełnie nową rzeczywistość (choć z zewnątrz może się zbyt wiele nie zmieniać), a nie celem samym w sobie. Są sposobem, drogą, bramą i początkiem, a nie końcem czegoś i osiągnięciem do zaliczenia.
…bo młoda para szczerze chce stworzyć dobre małżeństwo i prawdziwie się z niego cieszy!
To jest ten czas, kiedy młodzi ludzie prawdziwie wierzą w to, że ich miłość jest inna. :) Chcą się pobrać, bo widzą w tym coś wartościowego i dobrego. Stają się mężem i żoną z intencją życia tak do śmierci. Gdyby ktoś wiedział, że się rozwiedzie, nie brałby chyba ślubu… W tym dniu, nowożeńcy są dobrej myśli co do swojej wspólnej przyszłości. Choćby wszyscy naokoło mówili, jakie to małżeństwo jest ciężkie, oni chcą spróbować. I to uwielbiam w ślubach! Kochający się ludzie nie skażeni jeszcze codziennością i latami często trudnych doświadczeń. Nie widzę w tym naiwności, ale nadzieję, że faktycznie ich małżeństwo takie będzie – silne, trwałe i naprawdę szczęśliwe! :)
…bo są pełne Miłości!
To ona jest powodem całego zamieszania. Nawet, jeśli młoda para decyduje się na ślub, bo dziecko w drodze, bo sobie wykalkulowali, że teraz jest najlepszy moment, że w końcu ich stać itd. to i tak gdzieś u podstawy tego wszystkiego jest miłość. Taka przez wielkie „m” lub przez małe, różnie rozumiana, ale jednak jakaś miłość. I ona wylewa się tego dnia wszędzie – w kościele w tekstach liturgii, w życzeniach dla młodej pary, w ich spojrzeniach, w radosnym świętowaniu weselnym, czy w dekoracjach z serduszkami. I nikt tego nie kwestionuje – ślub jest świętem Miłości!
…bo są radosne!
Tak jak Miłość. Radość widać na twarzach młodej pary, rodziców, ale i gości. I choć zdarzają się różne przypadki, smutne historie, dramatyzujące i narzekające ciotki, czy przeciwnicy zawieranego związku, to jednak ogólna radość przebija te wszystkie kwestie. Ludzie się cieszą – szczęściem młodej pary, spotkaniem z dawno nie widzianą rodziną, weselnymi atrakcjami, odświętnymi strojami czy po prostu imprezą.
…bo są piękne!
Kiczowate i naprawdę brzydkie wesela to zdecydowana rzadkość (swoją drogą nie odważyłabym się chyba nazwać czyjegoś wesela brzydkim – w każdym jest coś pięknego). Świadomość narzeczonych co do dostępnych możliwości, różnorodność artykułów ślubnych, mnogość inspiracji w internecie – te wszystkie kwestie odbijają się w coraz piękniejszych weselach. Poza tym każdy chce tego dnia wyglądać najlepiej jak może – zewnętrznie (i oby wewnętrznie także) być najlepszą wersją samego siebie. Dla wielu kobiet ślub jest jednym z niewielu dni, w których mają profesjonalnie zrobiony makijaż, fryzurę czy paznokcie. Ślub to ważna uroczystość – widać to po strojach i wyglądzie wszystkich zgromadzonych – nie tylko młoda para stara się dobrze wyglądać. Nawet impreza organizowana w domowym ogrodzie będzie bardziej dopracowana niż majówkowy gril pod względem dekoracji czy zastawy stołowej.
Młodzi chcą, by było pięknie! To piękno odzwierciedla ich wewnętrzne nastawienie do tego dnia – radosne oczekiwanie na zaślubiny. Brzmi trochę górnolotnie, ale myślę, że jest w tym sporo racji. :)…bo lubię tańczyć!
Teraz trochę bardziej przyziemne argumenty. Zdecydowana większość wesel to imprezy taneczne, a ja uwielbiam tańczyć. Sama, z mężem albo z innymi mężczyznami. Mam to szczęście, że Piotrek też to lubi i zazwyczaj większość czasu spędzamy na parkiecie. Nigdy nie chodziłam za często do klubów na imprezy, więc tym bardziej teraz, wesela to jedna z niewielu okazji, kiedy możemy potańczyć. Z resztą zdecydowanie bardziej wolę tamtejszą muzykę (chyba, że jest to tylko biesiada i disco polo, wtedy odpadam…) niż tę graną w dyskotekach.
…bo lubię się stroić!
No cóż, przyznaję się! Jestem stereotypową kobietą – kocham się malować, układać włosy, dobierać dodatki. No i lubię dobrze wyglądać – po prostu. Na co dzień niestety, szczególnie teraz, gdy pracuję z domu, ku niepocieszeniu mojego męża, wygrywa wygoda i lenistwo. Nie chodzę w szpilkach po chleb, a makijaż ograniczam do ogarnięcia koloru twarzy (podkład i puder) i pomalowania rzęs, czasem maluję usta wyrazistym odcieniem fuksji dla nadania charakteru, ale nijak ma się to do porządnego pełnego makijażu. Lubię przed wyjściem na ślub poświęcić zdecydowanie więcej czasu na przygotowania, a potem cieszyć się zachwytem swojego męża i poczuciem, że dobrze wyglądam.
…bo jest to okazja do kupienia nowej sukienki… butów… torebki… biżuterii….
Dotychczas bywało tak, że na każde wspólne wesele kupowałam coś nowego. I tylko jedną sukienkę założyłam tylko na ślub (no może z raz później się zdarzyło) – jest to śliczna czerwona kiecka, rozkloszowana, trochę retro, ale z błyszczącej tafty… Kupiona jakieś 7 lat temu… Wszystkie inne z chęcią zakładam wielokrotnie po weselach. Na inne okazje nie kupuję w sumie eleganckich sukienek, więc śluby są dla mnie idealnym pretekstem – piękna sukienka w kobiecej szafie musi być niejedna. ;) Zawsze się przyda. Tym bardziej, że nie nosi się już balowych sukien, ale bardziej koktajlowe, które spokojnie można jeszcze nie jeden raz wykorzystać. Czasem kupuję kieckę, kiedy indziej dobieram elegancki top do rozkloszowanej spódnicy albo zamawiam nowe buty czy torebkę. Kiedyś zdarzyło mi kupić używaną sukienkę na Allegro za 18 zł. Lubię kompletować i planować cały strój na długo przed imprezą – sprawia mi to dużo frajdy. :)
…bo lubię kupować prezenty ślubne!
Wiele osób z tego powodu nie lubi wesel, a ja wręcz przeciwnie. Nie jest mi szkoda pieniędzy na upominek weselny, a kiedy nie było nas stać na okazałe prezenty, nie mieliśmy poczucia winy, że coś robimy nie tak. Mocno wierzę w to, że nie zaprasza się ludzi na ślub po to, by otrzymać prezenty. Wiem też, że nasi znajomi nie oczekiwali od nas wielkich podarunków, kiedy byliśmy jeszcze „biednymi studenciakami”. W tej chwili sprawa wygląda już inaczej i z chęcią szukam czegoś, co sprawi radość nowożeńcom. Nawet, jeśli głównym prezentem są pieniądze, zazwyczaj dokupuję jakiś drobny upominek – na pamiątkę. :)
…bo przypominam sobie własny ślub i doceniam nasze szczęście.
Na każdym ślubie i weselu co jakiś czas przypominam sobie jak było ponad cztery lata temu u nas. Zdarza się, że porównuję jakieś zewnętrzne detale czy sposób organizacji, ale bardziej chodzi mi uczucia. Patrząc na twarze nowożeńców, przypominam sobie naszą radość. Słuchając kazania, odnoszę je do nas – młodego małżeństwa, które ma już jednak pewien staż. Wzruszając się w trakcie podziękowań dla rodziców, myślę o naszych. Myślę o tym, co było u nas i o tym, co czeka tę młodą parę. O tych wszystkich wspaniałych i trudnych momentach, które teraz przed nimi. O tym, jak będą się uczyć nazywania siebie mężem i żoną, jak pojadą w podróż poślubną już ze wspólnym nazwiskiem, jak będą meblować swoje pierwsze małżeńskie mieszkanie. Myślę też o tym, co ich zaskoczy po ślubie, o kontaktach z teściami, o konfliktach i problemach, których się nie spodziewają. Każdy ślub jest dla mnie okazją do refleksji nad sobą, naszym małżeństwem i życiem.
Chodzi mi po głowie mnóstwo ślubnych tematów i pomysłów na nowe produkty dla młodej pary czy świadków. Po podsumowaniu, dlaczego w ogóle to lubię, stało się to dla mnie trochę bardziej „wytłumaczalne”. ;) Bo o ile wybacza się przyszłej pannie młodej fascynację kolorami wstążek i wielogodzinne poszukiwania ciekawych ślubnych inspiracji, tak na mężatkę z takimi zapędami patrzy się już trochę inaczej. ;) Wcale mi to jednak nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie – czuję, że się w tym spełniam!