Mam różne marzenia. Mniejsze i większe. Jedne bardziej realne, inne mniej. Niektóre wystarczy zaplanować, bo są w naszym zasięgu, ale nigdy na nie nie było czasu czy motywacji. Spełnianie innych nawet nie wiem od czego zacząć. Rok temu na początku marca spełniło się jedno z tych mniejszych – nasza małżeńska sesja zdjęciowa.
Przed ślubem planowaliśmy narzeczeńską sesję
Fundusz weselny był dość mocno okrojony, więc każdy dodatkowy wydatek trzeba było przemyśleć. Udało mi się znaleźć na forum weselnym początkującego fotografa, który miał nam zrobić zdjęcia. Niestety kalendarz też mieliśmy równie napięty jak budżet, w związku z czym sesja była przesuwana kilkakrotnie – raz przez nas, raz przez fotografa, innym razem przez pogodę. Koniec końców nie mieliśmy profesjonalnej ani nawet amatorskiej sesji narzeczeńskiej.
A mi się taka wciąż marzyła. Nigdy nie bałam się obiektywu i lubiłam pozować, choć mojej figurze do wymiarów modelki trochę brakuje (albo na odwrót – modelkom brakuje iluś centymetrów do moich wymiarów). Naoglądałam się przed ślubem pięknych zdjęć – tych sprzed wesela i z dnia zawarcia związku małżeńskiego. Też tak chciałam. Też chciałam mieć cudowne zdjęcia – niby naturalne, niby my, a jednak jak z kolorowego magazynu.
Odpuściliśmy sesję narzeczeńską, ale z utęsknieniem czekaliśmy na ślubne fotografie. Kiedy dotarły, byłam zawiedziona. Było ich mnóstwo, ale tych naprawdę dobrych znaleźliśmy niewiele. I choć uwielbiam te zdjęcia, bo to nasz ślub, nasz dzień i my po prostu, to jednak czegoś mi w nich brakuje (a nawet wiem czego, ale techniczne aspekty sobie daruję).
A mi się ciągle wspólna sesja jednak marzyła
Na narzeczeńską było za późno, mieliśmy już obrączki na palcach. Ale tak też przecież można. I w końcu się udało! Trochę znienacka, trochę spontanicznie, ale się udało. Odezwała się do mnie Iza Maciejewska – łódzka fotografka, która na swoim koncie ma kilka fajnych projektów. Chciała przetestować nowy obiektyw i pytała, czy nie chcemy jej pozować. Ja byłam zachwycona propozycją, Piotrek podszedł do sprawy nieco mniej entuzjastycznie, ale się zgodził. To była szybka akcja. Nie mieliśmy chyba nawet tygodnia na wymyślenie strojów, ale poszło. Tak jak widzicie na fotografiach wokół. :) Jak Wam się podoba efekt?
Sesja małżeńska a narzeczeńska
Nie wiem, w czym są podobne i czym się różnią. Mam pewne domysły, ale im więcej o tym myślę, tym bardziej wydaje mi się, że to wszystko i tak zależy od danej pary i czasu, w jakim są robione zdjęcia. Czasu w związku i czasu poza związkiem. Od naszych nastrojów, wolnej lub zajętej głowy, otwartości na pozowanie i na nowych ludzi. Od osobowości i i dystansu do siebie.
Jak było?
Bardzo fajnie. I chociaż lubię, jak ktoś robi mi zdjęcia to miałam wrażenie, że Piotrek jest o wiele bardziej wyluzowany i swobodny niż ja. Śmiał się, robił różne miny, rozśmieszał mnie i non stop się ruszał. To było super! Bałam się, że będzie smętnie czekał na ostatnie ujęcie, a to on pomagał mi się rozkręcić, a nie na odwrót. Bardzo pozytywnie mnie tym zaskoczył.
Iza mówiła, co mamy robić, ale sztywnych konkretnych póz było tylko kilka. Częściej sugerowała po prostu gdzie którą rękę położyć, czy się zbliżyć, czy odsunąć od siebie. Dawała znać, kiedy mamy spojrzeć prosto w obiektyw. Poznaliśmy ją chwilę przed zdjęciami. Krótki spacer po podłódzkim polu wystarczył, żeby krótko porozmawiać i przełamać pierwsze lody.
Po tych kilku godzinach byłam trochę zmęczona i głodna, ale wróciłam z apetytem na więcej. Więcej zdjęć i sesji. Naszych wspólnych, ale też moich samodzielnych. Może kiedyś będzie okazja komuś popozować albo sama się zdecyduję na jakąś określoną sesję?
[przyp. od czasu powstania tego wpisu mieliśmy okazję wziąć udział w jeszcze jednej sesji zdjęciowej we dwoje, a ja zdecydowałam się na biznesowe zdjęcia]
Co bym zmieniła podczas w naszej sesji małżeńskiej?
Chyba lepiej byśmy przemyśleli ubrania. Każde z nas wygląda ciekawie, ale są to różne style i to mi się trochę gryzie, bo wiem, że jako para potrafimy wyglądać dużo lepiej. Paznokcie bym pomalowała na bardziej pasujący kolor i makijaż bym zrobiła inny – oczy trochę delikatniejsze, a na policzkach więcej kryjącego kosmetyku, żeby czerwone plamki nie prześwitywały. Zrobilibyśmy też kilka ujęć w płaszczach. Mój gust jest pełen sprzeczności i ciężko mi było wybrać odpowiednie ubranie. Miałam kilka pomysłów – wszystkie totalnie różne. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będę miała okazje je wykorzystać. Do miejsca i pani fotograf nie mam żadnego „ale”. Bardzo możliwe, że w przyszłości jeszcze skorzystamy z usług Izy Maciejewskiej, które Wam serdecznie polecamy.
Małżeńska sesja zdjęciowa to świetny pomysł na małżeńską randkę, np. walentynkową
My wróciliśmy z niej roześmiani. Poszliśmy do Piotrka ulubionej pizzerii, do której nigdy nam nie jest po drodze. W trakcie robienia zdjęć musieliśmy się przytulać i patrzeć sobie w oczy. Niby robimy to często, ale jednak inaczej. To było bardzo fajne i wyciągnęło z nas nowe pokłady czułości, które dawały o sobie znać w kolejnych dniach.
Jeśli tak jak my nie mieliście super hiper romantycznej i cudownej sesji narzeczeńskiej, nic straconego!
Zróbcie sobie na spokojnie sesję małżeńską. W dogodnym dla Was terminie i we wspólnie wybranej stylistyce. Albo zupełnie na spontanie bez żadnej stylistyki, ale z pozytywnym nastawieniem. Nie oczekujcie gruszek na wierzbie, nie myślcie o tym, czy dobrze wyjdziecie z uśmiechem nr 3 i czy pokazujecie „ten lepszy” profil. Nie przejmujcie się, tylko bawcie i cieszcie wspólnie spędzonym czasem. Tak po prostu. Ja chyba trochę za bardzo byłam przejęta tym, że dzieje się coś, co określałam sobie „małym marzeniem” i nie do końca się wyluzowałam (a przynajmniej na początku). Teraz chyba podeszłabym do tego troszkę inaczej.
Znalazłam newsa na temat eksperymentu, podczas którego fotograf robił ludziom po 4 zdjęcia. Po 1, 2 i 3 kieliszkach wina i jedno przed wypiciem alkoholu. Na pierwszej fotografii większość ludzi jest bardziej poważna, wyglądają jakby byli trochę spięci i „starali się” wypaść dobrze. Kolejne już są zdecydowanie bardziej wyluzowane i uśmiechnięte. Nie namawiam Was do strzelenia przysłowiowego kielona na odwagę przed sesją zdjęciową, ale zwrócenie uwagi, że wbrew naszym wewnętrznym obawom i zahamowaniom, kiedy jesteśmy bardziej swobodni, lepiej wychodzimy na fotografiach. A swoją drogą rozpoczęcie randki zdjęciowej od obiadu z winem to nie jest wcale głupi pomysł. :)
Bardzo dziękujemy Izie za wykonanie tych zdjęć, wspólnie spędzony czas i uwagę.
Polubcie jej fanpage, jeśli chcecie co jakiś czas zobaczyć nas swojej tablicy piękne zdjęcia. Na stronie Izy Maciejewskiej znajdziecie różne sesje – od tych narzeczeńskich i rodzinnych, po brzuszkowe czy nawet porodowe. Są też reportaże chrzcielne i ślubne. Na Waszą szczególną uwagę zasługują projekty „Karmić po łódzku, karmić po ludzku” i „Chusty Łódź”. Ja się nimi nieustannie zachwycam!