Mam. Wszyscy mają. Ale oprócz problemów, mam też z czego się cieszyć, mam, czym się zająć. Mam, co jeść, mam, gdzie mieszkać, mam, w co się ubrać. Mam rodzinę, mam przyjaciół. Moje życie jest piękne.
Nie cierpię narzekania. Nie lubię go bardzo i nie rozumiem. Jasne, czasem można mieć gorszy dzień, nawet najgorszy w całym życiu. Ale czasem. Nie cztery razy w tygodniu. Wtedy ten dzień już nie jest „najgorszy”. Jest taki, jak większość. Chyba czas zmienić skalę.
Nie lubię narzekania na to, że ktoś ma lepiej. „To jest niesprawiedliwe, że ona ma bogatych rodziców i jeszcze trafiła na przystojnego, mądrego faceta przy kasie, który ją kocha. Nic nie robi, a ma wszystko. „Serio, rusza Cię, że ona ma lepiej? Swoją drogą, jesteś pewna, że ona ma lepiej?
Nie lubię pustego narzekania. Takich powtarzanych sloganów w stylu „takie jest życie, nic na to nie poradzisz”. „W naszym kraju to tak już jest, lepiej nie będzie.” Puste slogany powtarzane przy każdej okazji. Tak często powtarzane, że zaczynasz w nie wierzyć i powtarzać dalej.
Nie lubię nagłej zmiany nastroju rozmowy, jakby dla stworzenia przeciwwagi. Opowiadanie, co u kogo słychać, normalne newsy dnia codziennego, coś się udało, coś przydarzyło, a na koniec, żeby nie było zbyt miło, podsumowanie tematu, że masakra. A ja żadnej masakry nie widzę…
Nie lubię pesymizmu mylonego z realizmem. Wypowiadania pewnie zdań bez żadnego poparcia faktami. Wynajdywanie własnych niepowodzeń wśród ogromu sukcesów, których zazdroszczą nam inni.
Nie lubię rozmów opartych na marudzeniu, narzekaniu na rzeczywistość. Nie potrafię tak rozmawiać. Nie umiem przytakiwać wyimaginowanym porażkom, kiedy widzę mnóstwo małych, ale ważnych sukcesów. Nie umiem pocieszać, kiedy nie widzę powodu do zmartwienia. Nie umiem aż tak zazdrościć, żeby posądzać Boga o niesprawiedliwość. Wiem, że zawsze znajdzie się ktoś, kto ma gorzej. Nie jest to pocieszające, ale dające do myślenia. „Mi jest źle, ale ktoś chciałby żyć moim życiem, chciałby mieć to, na co ja narzekam.”
Nie potrafię wciągnąć się w puste narzekanie. Gadać o tym, jak jest źle, kiedy nie jest. Mi nie jest. I zaczyna być mi wtedy głupio, że jestem szczęśliwa, a wszyscy naokoło nie, że nie jest mi tak źle. I mam ochotę wyjść. Albo wstać i potrząsnąć rozmówcą, żeby się ogarnął.
Mam problemy jak każdy. Czasem mam złe dni. Coś mnie boli, coś mnie strzyka. Płaczę. Bywa mi ciężko, bo coś tam. Wkurzam się na męża. Wkurzam się na siebie i na cały świat. Mam humory, fochy i takie tam jak każda kobieta. I czasem muszę sobie o tym pogadać, pomarudzić. Ale nie robię tego ciągle! Moje życie jest piękne ze wszystkimi jego słabymi stronami.
Kiedy ostatnio wkurzałam się po powrocie z takiego narzekającego spotkania, zrozumiałam, czemu się w tym nie odnajduję. Gubię wątek, nie łapię kolejnych aluzji i metafor, jakie to życie jest straszne. Nie rozumiem tego, bo czego innego nauczyli mnie rodzice.
Nie ma się co przejmować rzeczami, na które i tak nie mamy wpływu. Lepiej widzieć pozytywy zamiast samych złych stron. Tak jest łatwiej. Trzeba cieszyć się tym, co jest, a raczej nie narzekać i doceniać to, bo inni tego nie mają. Nie ma sensu nakręcanie się i wmawianie sobie, jak mi bardzo źle. Pozytywne myślenie naprawdę pomaga. Nie mówię tu o jakiś mantrach i mówieniu do siebie przed lustrem, choć ma to swoich zwolenników. Życie jest zbyt krótkie, żeby spędzić je na narzekaniu. Coś nam może wtedy umknąć…
Nie ma się co przejmować rzeczami, na które i tak nie mamy wpływu. Lepiej widzieć pozytywy zamiast samych złych stron. Tak jest łatwiej. Trzeba cieszyć się tym, co jest, a raczej nie narzekać i doceniać to, bo inni tego nie mają. Nie ma sensu nakręcanie się i wmawianie sobie, jak mi bardzo źle. Pozytywne myślenie naprawdę pomaga. Nie mówię tu o jakiś mantrach i mówieniu do siebie przed lustrem, choć ma to swoich zwolenników. Życie jest zbyt krótkie, żeby spędzić je na narzekaniu. Coś nam może wtedy umknąć…
Mamo, Tato, dziękuję. Takie podejście dało mi lekkość życia, łatwość w odnajdywania się w wielu sytuacjach, spokój, pewnego rodzaju swobodę. Zaoszczędziło wielu niezdrowych nerwów i zmartwień. Ciężko mnie zdenerwować czy urazić.
Możliwe, że częściowo stąd też moje podejście do małżeństwa – nie widzę go jako ograniczenia i końca wolności.
Tak przy początku wiosny, rozejrzyjcie się! Życie jest piękne! Nie psujmy go przez ciągłe narzekanie. :)