Chciałam zrobić wpis z propozycjami upominków dla żon. Myślałam i myślałam, ale ile kobiet tyle możliwości. Poza tym i tak wciąż przychodziły mi do głowy prezenty od męża, którymi pobił wszystkie inne podarunki. Piotrek mówi często, że nie umie kupować prezentów. Ten post jest dowodem na to, że umie. I to bardzo dobrze. Tylko nie zawsze pomysły same przychodzą do głowy, czasem trzeba sobie przypomnieć pewne rzeczy, poszukać, pogłówkować.

1. Podkład Lancôme
Listę zaczynam od tegorocznego prezentu na Mikołajki. :) Kiedyś dostałam próbkę tego podkładu i uznałam, że jest idealny. Użyłam go na wesele znajomych i makijaż trzymał mi się ładnie przez całą noc, nie miałam problemu z nadmiernym świeceniem twarzy, co przy mojej tłustej cerze jest zmorą. Kolor też mi pasował. Zapisałam wszystkie dane na specjalnej liście prezentów, którą z Piotrkiem stworzyliśmy na Trello (aplikacja, gdzie tworzycie przeróżne listy – organizacyjne, zakupowe itp.). Kiedy ostatnio coś do niej dopisywałam, pomyślałam, że podkład jest upominkiem, o którym na pewno nikt nie pomyśli, a Piotrek, jako typowy facet pod tym względem, nie będzie chciał się w to bawić. A jednak! Poszedł do perfumerii, znalazł ekspedientkę i pokazał jej telefon z danymi. Mówi, że poszedł na łatwiznę, ale jest to jeden z prezentów, których bym się totalnie nie spodziewała. :)
Panowie! Jeśli wiecie, że Wasza kobieta marzy o jakimś kosmetyku, a jest jej szkoda na niego kasy, kupcie go. Szczególnie, kiedy macie gdzieś podane konkretne wytyczne (nazwę i numer koloru).
2. Parasolka wyglądająca jak bukiet czerwonych róż.
Robi wrażenie! Gdziekolwiek bym z nią nie poszła, zawsze ludzie proszą, żebym ją rozłożyła. Na ulicy przechodnie oglądają się za mną. To jest extra! Dostałam ją bodajże na drugie razem spędzane Święta Bożego Narodzenia. Byłam bardzo zaskoczona. Kiedyś wysyłałam Piotrkowi linka do tej parasolki, ale to było dużo wcześniej przed Gwiazdką, nie spodziewałam się, że zapamięta (lub zapisze w ulubionych).
Mężowie, zapisujcie w ulubionych wszystkie linki z produktami, które podsyłają Wam żony. Będą zachwycone, kiedy dostaną coś, co im się kiedyś spodobało, a o czym już dawno zapomniały.
3. Zestaw pędzli do makijażu
Uwielbiam się malować! I to kolorowo, całą paletą barw. Nigdy nie miałam dobrego pędzelka do makijażu, zawsze tylko te aplikatory dołączane do cieni, których nie lubię. Poza tym, kiedy ubrudziłam go niebieskim kolorem, nie mogłam zaraz użyć różowego czy żółtego, bo wszystko się mieszało już na gąbeczce. Rozwiązaniem było mieć osobny pędzelek do każdego koloru. Nie jestem znawczynią kosmetycznych akcesoriów, więc wystarczył mi pokaźny zestaw pędzli (niecałe trzydzieści) za ok. 50 zł. Wiem, że porządne pędzle kosztowałyby dużo więcej, ale do mojego domowego użytku to jest świat i dość. :) Fakt faktem, ten prezent wybrałam sama (na dwudzieste czwarte urodziny, czyli rok temu), ale nie zmniejszyło to mojej radości. :)
Czasem warto pozwolić żonie wybrać sobie prezent. Fajnie jest dostawać idealnie dopasowane niespodzianki, ale nie zawsze tego się wymaga. Mężu, jeśli zawsze kombinujesz coś na własną rękę, żona nie powinna mieć Ci za złe, jeśli w jednym roku nie będziesz miał pomysłu. Pogadaj z nią otwarcie i dowiedz się, o czym marzy. :)
4. Książka o historii mody
Żeby nie było, że Mąż się nie wysilił, to do kompletu pędzli, które w pełni mnie wtedy zaspokoiły (tylko bez głupich skojarzeń mi tutaj, no!), dostałam jeszcze wielką książkę (jest to format większy niż A4 – 25,5×35,5 cm i 720 stron). A właściwie to dwie. I to księgi bym powiedziała. W sumie jest to album ilustrujący i opisujący zbiory Instytutu Ubioru w Kioto. Niesamowicie się to ogląda (chociaż ciężkie i dość nieporęczne), a jeszcze lepiej wygląda na półce. Byłam bardzo zdziwiona tym „dodatkiem” do pędzli.
Pięknie wydane książki w tematyce, którą interesuje się żona, to zawsze dobry pomysł na prezent.
5. Różowy płaszcz marki Orsay
Piotrek zawsze powtarza, że nigdy nie kupi mi sam żadnego ciucha. Dla przekory, kiedyś dostałam skarpetki – jako jedyną część garderoby, jaką jest w stanie sam wybrać. Dlatego też byłam bardzo zaskoczona, kiedy na rocznicę naszej pierwszej randki dostałam od niego płaszcz. Dzień lub dwa dni wcześniej, kiedy byliśmy razem w galerii handlowej, przymierzałam go. Nie byłam zbytnio przekonana, bo dopiero wychodziłam z etapu „Różowy? Blee! Wszystko, byle nie róż. To jest kolor dla małych dziewczynek”. Poza tym nie była to rzecz pierwszej potrzeby, więc go nie kupiłam. Piotrkowi jednak tak się spodobał (i to, że mi się podoba), że zapamiętał dokładnie rozmiar i kupił. Mówi, że gdybym go przy nim nie przymierzała, to by nie zaryzykował. A ja, mimo tych przymiarek i dyskusji na ten temat, zupełnie się nie spodziewałam, że go dostanę.
Panowie, jak nie macie pomysłu na prezent, wybierzcie się z ukochaną do centrum handlowego. Namówcie na przymierzenie jakiś ciuchów i kupcie jej coś, czym była zachwycona, ale nie chciała kupić z praktycznych przyczyn (bo niby ma już dwa w innym kolorze, bo lepiej kasę przeznaczyć na coś innego, bo nie wie, do czego to założyć, nigdy w czymś takim nie chodziła, nie wie, czy jej pasuje…). Kiedy coś nam się podoba, ale nie jest to rzecz pierwszej potrzeby, część z nas racjonalizuje sobie, czemu nie powinna tego kupować. Według mnie nie ma lepszych pomysłów na prezent, niż rzeczy, których ktoś bardzo pragnie, ale szkoda mu na nie kasy, bo… (i tu jest milion przeróżnych wymówek, mniej i bardziej logicznych).
6. Szkatuł(k)a na biżuterię
Mój tegoroczny urodzinowy prezent. Tym razem znów sama go wybierałam. Ale to dlatego, że miałam bardzo konkretne wymagania. Szkatułka miała być jak największa i najlepiej biała (żeby pasowała do nowych kolorów sypialni – biel, czerń, niebieski). Znalazłam ją na Allegro i przed urodzinami wysłałam Piotrkowi linka, jako inspirację. Kiedy już się zdecydował, że kupi mi „jakąś” szkatułkę i zaczął przeglądać aukcje, poddał się. :) Jest ich strasznie dużo, niektóre różnią się szczegółami. Koniec końców razem wybraliśmy najlepszą – tą, którą początkowo wybrałam jako inspirację. Jest naprawdę duża i pomieściła większość mojej biżuterii. Do niedawna kolczyki trzymałam na takim obrotowym wieszaczku, ale nie chciało mi się ich odwieszać, a srebrne ozdoby ciemniały. Cały ekspozytor obwieszony różnokolorowymi świecidełkami wśród codziennego rozgardiaszu też wcale nie wyglądał dobrze. Dotychczas mieliśmy w sypialni dużo kolorów (mebli, dodatków, książek). Trochę się tym nieładem zmęczyłam i postanowiłam, że większość moich pierdółek trzeba pozamykać w pudełka. No i zaczęłam od biżuterii. Tym bardziej, że oprócz kolczyków, na wierzchu były też koraliki i większe naszyjniki w dwóch miseczkach.
7. Figurka Veronese
Figurki tej marki zachwycają mnie od kilku lat. Jeszcze zanim poznałam Piotrka, bardzo mi się podobały. Dużo razy mówiłam mu, że są piękne, ale zawsze odstraszała mnie cena. Na jedne z pierwszych wspólnych urodzin dostałam figurkę przedstawiającą zakochaną parę. Mało tego typu ozdób mi się podoba, ale te rzeczywiście robią na mnie wrażenie.
Osobiście polecam, a jeśli Twoja żona nie przepada za nieużytecznymi figurkami, Veronese robi także przepiękne wazy, patery, szkatułki i lusterka zdobione smukłymi charakterystycznymi sylwetkami kobiet.
8. Lampki Cotton Love
Te girlandy zna chyba każda blogerka. :) Miałam je dostać na Gwiazdkę od Piotrka rodziców, ale teść podobno stwierdził, że są brzydkie. W zamian dostałam wtedy mikser. Lampki kupił mi Mąż w zeszłym roku na Walentynki. Śmieszne to było, bo wieczorem przyszedł kurier z paczką, której nie zamawiałam (tak, tak, zazwyczaj to ja zamawiam większość rzeczy przez internet). Było to trzynastego lutego, ale już wtedy Piotrek pozwolił mi odpakować prezent. Byłam bardzo zaskoczona, bo jemu nie mówiłam za często o tych lampkach. A już w ogóle zdziwiłam się, że kupił cokolwiek. Od dłuższego czasu wkręcał mnie, że nie ma pomysłu, i że na pewno nie wymyśli nic fajnego.
Polecam kiedyś wypróbować patent. Powtórzcie kilka razy żonie, że nie macie pomysłu, czasu itd, niech ona w to uwierzy, a potem ją zaskoczcie. Tylko wtedy niech ten prezent lepiej będzie trafiony. ;)