W akcji Andrzeja Tucholskiego Share Week biorę udział po raz trzeci. W dużym skrócie – chodzi o to, żeby polecić 3 inne blogi, które są dla nas ważne. Za każdym razem mam inną trudność w wyborze. W 2016 roku ciężko mi było zdecydować, które miejsca w sieci polecić, bo bardzo wiele z nich uważałam za wartościowe i śledziłam na bieżąco. W 2017 roku ledwo zmieściłam się w czasie, pisałam na szybko w ostatniej godzinie trwania akcji. W tym roku jest inaczej.
Czytam mniej blogów
Chociaż znam coraz więcej twórców, to niestety coraz mniej miejsc w sieci czytam regularnie. Większość śledzę w mediach społecznościowych, ale na blogi wchodzę rzadziej. Trochę jest mi smutno, ale jednak nie mam ochoty z tym walczyć. Dlaczego? Bo jest tego za dużo. Po prostu nie ogarniam ilości informacji, które pojawiają się w sieci. Codziennie trafiam na mnóstwo treści, które mnie interesują. Czytając jednak wszystkie, nie mam czasu na nic innego.
Pamiętam początki Mocem
Aktywnie uczestniczyłam w życiu wielu facebookowych grup dla blogerów. Udostępniałam swoje teksty i komentowałam u innych. Kiedy pojawiał się post z możliwością podlinkowania swojego wpisu pod warunkiem skomentowania innych, potrafiłam spędzić dosłownie cały dzień na czytaniu blogów. To było miłe i przyjemne, ale na dłuższą metę, z całym szacunkiem do twórców, jest to trochę strata czasu. I wcale nie dlatego, że treści są słabe czy mi niepotrzebne – wręcz przeciwnie. Mimo wszystko ważniejsze jest życie tu i teraz, na które naprawdę brakuje czasu, kiedy się wsiąknie w działalność online (która z resztą też potrzebuje działań offline).
Za dużo informacji do przyswojenia – po co tworzyć kolejne?
To jest takie pytanie, które za mną ostatnio chodzi (nawet uzewnętrzniłam się nieco na fejsie). W moich mediach społecznościowych ostatnio trochę cicho, bo nie chcę tam wrzucać nic na siłę – dla lajków, bo wypadałoby, bo za rzadko, itd. Zastanawiam się, jak ma wyglądać mój fanpage czy konto na Instagramie, żeby miały sens i nie były kolejnym zbiorem selfie, kadrów codzienności czy ogłoszeń o nowych produktach – szukam sensu ostatnio.
W natłoku treści dobrze jest tworzyć „po coś”. Mieć konkretny (i najlepiej ważny!) powód, a nie tylko tworzyć kolejne memy czy odwzorowywać coś, co sprawdzało się u innych. Mam trochę dość lifestylowych treści, które są przeniesieniem życia w realu do życia online. Szukam i potrzebuję czegoś więcej.
Po tym wstępie przedstawiam Wam 3 blogi, które w ostatnim czasie są dla mnie ważne i wyróżniają się na tle wszystkich innych, któe czytuję, śledzę, czy widuje na facebooku co jakiś czas.
Moja 3 na Share Week 2018:
Freelance Mama
Blog Ewy Brzozowskiej, na którego zaglądam głównie ze względu na tematykę freelansu i zawodu autorki – Surface Pattern Designerki (wiecie jaki jest polski odpowiednik? projektant wzorów graficznych? projektant powierzchni wzorzystych?). Na studiach najbardziej fascynowało mnie własnie projektowanie wzorów tkanin. Przez ostatnie lata trochę to zaniedbałam, skupiając się na tworzeniu ślubnych nietypowych gadżetów, ale chciałabym do tego wrócić. Podpatruję u Ewy, jak się do tego zabrać. Patrząc na jej pracę, tęsknię odrobinę za projektowaniem wzorów. Przymierzam się do kupienia jej książki. A jeśli chcecie podejrzeć, w jakim stylu Ewa projektuje, zajrzyjcie na jej kolorowy Instagram. Mnie bardzo inspiruje i odrywa od niżej wspomnianych tematów.
To W Środku
To jest blog o niepłodności. Chyba pierwszy w Polsce tworzony fachowo i konkretnie. Jest prawdziwym źródłem rzetelnych informacji, a nie pamiętnikiem z własnych starań (chociaż autorka swoje przeszła). Ania Mazur – Gajo teraz pomaga innym nie tylko na blogu, ale też współtworząc Akademię Płodności i prowadząc grupę na Facebooku. Naprawdę robi świetną robotę. Skupia się na odżywianiu wspierającym płodność.
Mam polubione na Facebooku kilka portali o tematyce niepłodności. Wszyscy chcą pomagać parom w staraniach o dziecko. Mimo wszystko jak widzę u niektórych clikbaitowe tytułu w stylu „Dzięki TEMU w końcu zajdziesz w ciążę! Spróbuj koniecznie!”, a po wejściu czytam, że trzeba uprawiać seks to mnie szlag trafia i robi mi się przykro, że ktoś oczywiste oczywistości przedstawia jako remedium na wszystkie problemy (jakby takowe istniało!). Bo to już jest dla mnie niefajne żerowanie na emocjach. Na blogu To W Środku nie znajdziesz takich zagrywek. Za to właśnie najbardziej cenię to miejsce – za szczerość i faktyczną chęć pomocy bez wykorzystywania faktu, że osoby pragnące dziecka nieraz będą się chwytać wszystkiego, co chociaż potencjalnie im pomoże.
Nasze Bąbelkowo
Pierwszy blog adopcyjnej mamy, który poznałam (i zapamiętałam). Na nowo oswajam temat adopcji i czytanie historii innych w tym bardzo pomaga – nie artykułów dziennikarzy, nie poradników ani wyssanych z palca teoretycznych dywagacji, ale relacje ludzi, którzy doświadczyli na własnej skórze, o co chodzi. Blogujący rodzice adopcyjnie rozwiewają mnóstwo mitów na temat adopcji w Polsce. Czytując ich, widzę, jak wiele jest jeszcze do zrobienia w świadomości społeczeństwa. Nie wiem, czy kiedyś trafimy do ośrodka adopcyjnego, ale chcę mieć prawdziwy obraz tego, czego możemy się spodziewać i jak to wszystko wygląda.
Na adopcję kiedyś patrzyłam bardzo otwarcie – jako na „cudowne” rozwiązanie dla par starających się o dziecko. Po ślubie zaczęłam bardziej trzeźwo oceniać wszystko, co związane z rodzicielstwem (biologicznym czy adopcyjnym). Teraz, kiedy jest możliwość, że adopcja będzie naszą jedyną szansą na bycie rodzicami, pojawiają się myśli i pytania, które wcześniej nie przeszłyby mi przez głowę. Nie wiem, jak i kiedy zostaniemy rodzicami, ale chcę oswoić temat adopcji – na wszelki wypadek i na przyszłość, bo przecież biologiczne rodzicielstwo nie wyklucza tego adopcyjnego.
A jakie blogi Wy ostatnio czytacie?
Kojarzycie w ogóle akcję Share Week? Co roku się zastanawiam, czy to tylko blogerzy na tym korzystają, czy jednak czytelnicy trochę też. ;)