W trakcie ślubu i wesela Państwo Młodzi pojmują czas zupełnie inaczej niż goście. Dla nich czasoprzestrzeń się zakrzywia i przyjmuje przedziwne postaci. Raz przyspiesza jak na górskiej kolejce i chciałoby się włączyć magiczny przycisk, który zatrzyma wszystko i pozwoli rozejrzeć się spokojnie wkoło z rozwianymi włosami, rozkoszować się wiatrem, widokami i chłonąć otoczenie wszystkimi zmysłami. Kiedy indziej zwalnia i wciąż trwa, choć goście mówią, że minęła chwilka. Jeden dzień w życiu, więc chciałoby się, aby był dłuższy, aby udało się więcej zapamiętać i zwrócić na wszystko uwagę.
Momentem, który jest doskonałym przykładem na potwierdzenie powyższych słów, są życzenia składane pod kościołem czy Urzędem Stanu Cywilnego. Będąc gościem na ślubach, zanim sama wyszłam za mąż, wydawało mi się, że to wszystko strasznie długo trwa, że Młodzi na pewno są już bardzo znudzeni, zmęczeni, głodni i nie mogą się doczekać wesela. W końcu kilkadziesiąt osób mówi im ciągle te same rzeczy. I tak nie spamiętają wszystkiego, a część przybyłych osób nawet nie wysili się na jakieś ciekawsze słowa niż standardowe „zdrowia, szczęścia, pomyślności, pieniędzy, dzieci, domu no i miłości, wyglądacie pięknie”. Oni przecież to wiedzą! Wydawało mi się to lekkim „marnowaniem czasu”, bo przecież i tak po oczepinach przy wręczaniu prezentów będziemy jeszcze raz składać życzenia Nowożeńcom (wtedy jeszcze nie wiedziałam, że ta tradycja panuje tylko w niektórych rejonach Polski). Zawsze starałam się, żeby moje życzenia były nieco inne, ale krótkie i treściwe. No i zazwyczaj dodawałam sformułowanie w stylu „żeby nie przedłużać…”. Dla mnie to długo trwało, więc wydawało mi się, że i dla Młodych to jest jakaś udręka.
Jak bardzo się myliłam! Na naszym ślubie życzenia składane pod kościołem były jednym przyjemniejszych momentów. To był czas, kiedy mogliśmy zamienić słowo z każdym, kto przyszedł na uroczystość. Dopiero wtedy zobaczyliśmy wiele osób po raz pierwszy, bo idąc do ołtarza, ciężko się rozglądać na boki i ogarnąć wszystkich wzrokiem (o zapamiętaniu nie wspomnę). Trzeba uważać, żeby się nie potknąć, iść ładnie, uśmiechać idealnie, żeby na filmie czy zdjęciach dobrze wyszło. Przekoloryzowałam to, jasne, ale z drogi do ołtarza za wiele nie pamiętam. Z resztą na ślub zazwyczaj przychodzi więcej osób niż na wesele i szkoda by było nie móc tym ludziom od razu podziękować.
Wcale mi się ten czas nie dłużył! Kolejka do nas co prawda miałam wrażenie, że nie maleje, ale bardzo mnie to cieszyło. Fajnie było słyszeć tyle miłych słów, życzeń, porad. Wiadomo, wielu nie pamiętam dokładnie, ale to nie ważne. Były ważne wtedy, w tamtym konkretnym momencie. Nie pamiętam słów, ale pamiętam uczucia, głównie to, że cieszyłam się z każdej osoby, która poświęciła swój czas i przyszła na nasz ślub. Dla nas to było wielkie wydarzenie, ale z perspektywy czasu wiem, że goście, szczególnie ci nie idący na wesele, nie patrzą na każdy ślub z takim samym przejęciem i ochotą na uczestnictwo w nim. Dalsi znajomi, czy sąsiedzi często mają inne sprawy, które w ogólnym i osobistym ich rozrachunku są ważniejsze niż TEN dzień kogoś znajomego.
Kiedy ostatnie osoby złożyły nam życzenia ślubne i dowiedzieliśmy się, która godzina, byliśmy zdziwieni. Zupełnie nie czuliśmy upływającego czasu. Inaczej sprawa wygląda, kiedy stoi się w kolejce i czeka na swoją kolej. No właśnie! Państwo Młodzi na nic nie czekają! Oni są zajęci przez cały czas składania życzeń.
Kilkukrotne buziaki ze wszystkimi też nie przeszkadzają. W końcu raz nie zawsze. :) A komplementów na temat ślubnego wyglądu, sukni, fryzury i całej reszty nigdy za wiele! :) Pogodę mieliśmy piękną, upalną jak na koniec kwietnia, ale w trakcie życzeń mi to nie przeszkadzało tak jak w kościele. Głód poczułam chyba dopiero w aucie w drodze do restauracji. Wcześniej o tym zupełnie nie myślałam.
Zazwyczaj życzenia trwają dość długo, a Młodzi dojeżdżają na salę znacznie później niż pierwsi goście. Nie ma co wpadać w długą dyskusję z każdym z przybyłych na zasadzie „dawno się nie widzieliśmy, co u Was?”, ale warto skorzystać z tych kilku chwil, które mamy na zamienienie z nimi paru słów. Później w trakcie wesela może być trudno. Ja żałuję, ale z wieloma osobami nie udało mi się później porozmawiać. Niby cała noc, a minęło strasznie szybko. Ciągle było coś do zrobienia, ktoś mnie zagadywał, czegoś musiałam się dowiedzieć, załatwić, zatańczyć z kimś, a później zapominałam, że szłam do dziadków zapytać, jak się bawią. Moje małe nieogarnięcie to temat na inny post.
Teraz stojąc w kolejce do życzeń, nie marudzę, że długo. Samych życzeń sztucznie nie skracam. Dodaję też kilka słów o samej uroczystości czy wyglądzie Państwa Młodych. Zwracam uwagę na różne rzeczy, komentuję coś, o co wiem, że się martwili. Mówię do nich, do ludzi, których znam, którzy są dla mnie ważni, a nie do idealnych figurek pięknej Panny Młodej i dostojnego Pana Młodego z uśmiechami, których wszyscy oczekują.
Na kilku ślubach byłam i nie nawet nie podeszłam do Młodej Pary, „żeby nie zabierać im czasu”. Rany, jakie to było głupie. I niekulturalne. Żałuję tego. Z resztą nie tyczy się to tylko ślubów. Ostatnio byliśmy na chrzcinach synka naszych znajomych. Po Mszy nie podeszliśmy do nich, bo stwierdziliśmy, że „nie będziemy przeszkadzać” w rodzinnej uroczystości. To też był błąd. Gościom się wydaje, że będą przeszkadzać, a często właśnie bohaterowie danej uroczystości bardzo chętnie by zamienili ze wszystkimi trzy słowa, choćby miały to być szybkie grzecznościowe zwroty ubarwione najszczerszym uśmiechem i radością ze spotkania, nawet tego najkrótszego.
Też macie takie spostrzeżenia? Jak to było na Waszych ślubach? Życzenia się dłużyły czy były fajne?