Wieczory panieński i kawalerski budzą sporo emocji. Chyba każdy ma jakieś zdanie na ten temat. Są ludzie, którzy nie wyobrażają sobie tej imprezy bez odpowiednich atrybutów. I to bez względu na to, czy oni są głównymi bohaterami imprezy czy jedynie gośćmi. Jedni chcą zadowolić przyszłą młodą parę, inni siebie. Nie będę się do końca wypowiadać o kawalerskich, tu jest potrzebny bardziej męski głos (który znajdziecie u Braci przy kawie). Choć wieczór panieński już dawno za mną, refleksje na jego temat wciąż mam te same (podparte kolejnymi imprezami, w których uczestniczyłam).
Co to jest w ogóle wieczór panieński?
Ostatnia impreza stanu panieńskiego. I to też nawet niekoniecznie impreza. Przecież można to zrobić zupełnie inaczej. Jeśli panna młoda i jej przyjaciółki nie są typem imprezowiczek, a dyskoteki omijają od dawna z bólem głowy szerokim łukiem to wystarczy przyjęcie. Albo spotkanie po prostu. Nie ma znaczenia, jak konkretnie to nazwiemy. Tym bardziej, że nie musi to być nawet wieczór, wbrew samej nazwie. :) I choć zazwyczaj odbywa się w babskim gronie to też nie jest reguła. Bo co, jeśli przyszła mężatka przyjaźni się niemal z samymi facetami?
Wieczór panieński to nie jest żadne pożegnanie ani ostatnia okazja, by się zabawić
Czasem mam wrażenie, że tak się do tego podchodzi. „Musimy się wyszaleć, bo później to już nie będzie okazji.” Wypić dużo alkoholu i zrobić super hiper szalone rzeczy. Serio?! Totalnie nie rozumiem idei picia na umór, bo głupio trochę nie pamiętać takiej imprezy, no nie? A z tymi szalonymi rzeczami to jest trochę tak, że każdy ma inną skalę szaleństwa i pewne zachowania wychodzą ze skali niektórych osób.
Z resztą zdradzę Wam sekret: po ślubie też można chodzić na babskie imprezy! :D
Zdziwione? A jednak! Można! No chyba, że macie męża despotę, ale za takich radzę nie wychodzić i wtedy problem z głowy.
No dobra, a teraz na poważnie bardziej. Nie ma się co żegnać ze sobą na wieczorze panieńskim. Po ślubie wciąż będziecie siebie nawzajem potrzebować – kobiety z kobietami muszą czasem poprzebywać. Po prostu. Dla zdrowia psychicznego i życiowej radości. :) Dla babskich pogaduszek o życiu – kosmetykach, ciuchach, facetach, przepisach, sposobach na plamy z czerwonego wina oraz nowym stanie cywilnym i zmianami z niego wynikającymi. Jest o czym gadać i czym się dzielić po ślubie, więc pod żadnym pozorem nie żegnajcie się ze sobą! Co najwyżej można pożegnać swoje rodowe nazwisko albo ostatnie chwile bycia panną (ja dopiero po ślubie odkryłam, że panna brzmi tak pięknie w porównaniu z panią, którą się stałam).
Przedziwna fascynacja penisami i wibratorami
Dla wielu dziewcząt panieński bez członka się nie liczy. I to najlepiej wielu członków – małych, dużych, plastikowych, gumowych i papierowych – what ever! Mają być dekoracje w tym kształcie, opaski na głowy, słomki, no i koniecznie tort (najlepiej z białą polewą na czubku). A jako prezent oczywiście jakiś wymyślny wibrator, żeby było „tak niegrzecznie i pikantnie”. I jeszcze striptizer jako gwóźdź programu.
A ja się zastanawiam, skąd to się bierze
Podpowiedzcie mi, jeśli wiecie. No bo przecież jak wygląda męskie przyrodzenie to już zapewne przyszła panna młoda wie (nie wnikam, skąd, ale zapewne po prostu wie). Po ślubie też nie będzie miała tych członków całego stada, ale jednego jedynego na wyłączność. Czasem mam wrażenie, patrząc przez pryzmat tych siusiakowych panieńskich, że ślub jest sprowadzany do rozpoczęcia współżycia (albo raczej społecznego przyzwolenia na nie).
Striptiz jako główna atrakcja ma być chyba jedną z tych szalonych rzeczy i sposobem na wyszalenie się. Tak mi się wydaje, bo w sumie sama nie wiem. Mi się ten pomysł zupełnie nie podoba z wielu względów. Najprostszy jest taki, że to mnie nie kręci. Serio! Wymieniałabym bez problemu wiele sytuacji, w których facet jest dla mnie dużo bardziej seksowny i pociągający niż rozbieranie się w rytm muzyki. I przyznaję, że czułabym się bardzo zażenowana podczas takiego występu. No ale to ja, nie wszyscy ponoć tak mają. Ponoć są kobiety pokrzykujące słowa zachęty do ściągnięcia slipek, wyciągające ręce, by choć przez chwilę dotknąć striptizera, czerwone z podniecenia. Chociaż chyba ja też byłabym czerwona. Ze wstydu. Tak się zastanawiam, co ten facet sobie później myśli o tych wszystkich dziewczynach, które ochoczo popiskują na jego występach i ślinią się na widok jego klaty.
Jak już jesteśmy w tematach, których nie ogarniam, to jest jeszcze jedno.
Dlaczego przyszłej mężatce kupuje się wibrator na prezent?
Kurczę, przecież ona właśnie wychodzi za mąż! Przed nią miesiąc miodowy i życie z ukochanym mężczyzną. Będzie miała swojego faceta na wyciągniecie ręki co noc, więc po co jej wibrator? Jak dla mnie to trochę tak, jakby ktoś chciał jej od początku powiedzieć, że „facet nie da rady jej zaspokoić, że nagle podskoczy jej libido, że jego ciągle nie będzie w domu, więc będzie musiała radzić sobie sama albo że od początku będą potrzebowali zabawek do pobudzenia, bo po ślubie to już nie będą dla siebie tak pociągający jak przed nim”. Po pierwsze nic z tych rzeczy nie ma miejsca. Po drugie to jest po prostu bez sensu. A może chodzi o to, że po ślubie w końcu będzie można, więc żeby było jak najlepiej to trzeba dokupić młodej parze jakieś akcesoria? Jak dla mnie ładna bielizna albo olejek do masażu w zupełności wystarczy, jeśli już chcemy iść w stronę erotycznych upominków.
Selfie z panieńskiego w sieci
Nie jestem skończonym sztywniakiem i nie wyjdę z imprezy, jeśli widzę, że panna młoda jest zachwycona takim panieńskim. Bawię się razem z resztą na tyle, na ile moje pojęcie przyzwoitości pozwala. I choć nie byłabym zachwycona paradowaniem po mieście z migającymi penisami na sprężynkach nad moją głową, tak w domowym zaciszu zdarzyło mi się popijać drinka ze słomki we wspomnianym kształcie. I mimo to było naprawdę miło, przyjemnie i na poziomie. Dobrze się bawiłam. Póki takie rzeczy zostają w gronie uczestniczek i w czterech ścianach, w których się wydarzyły, jest ok. Gorzej, gdy wychodzi to na ulice lub pojawia się w internecie. Dzisiaj niemal każdy ma smartfona ze stałym (mniej lub bardziej) dostępem do sieci i kontem w mediach społecznościowych. Trudno upilnować wszystkich fanek Instagrama. To, co może być zabawne podczas panieńskiego z najlepszymi przyjaciółkami, przestaje takie być, gdy widzi to potencjalny pracodawca, starsi członkowie rodziny… no i cały internet. W dzisiejszych czasach trzeba uważać na takie rzeczy. A najlepiej po prostu zachowywać się tak, żeby nie mieć się czego wstydzić przed kimkolwiek. Przede wszystkim przed samą sobą, bo to też mega ważne.
W takim razie po co ten cały wieczór panieński?
Dla panny młodej, żeby się wyluzowała i poczuła wsparcie ważnych dla siebie osób. To jest dla mnie główny cel takiego spotkania. Przed własnym panieńskim myślałam o nim po prostu jak o przemiłej tradycji, ale po nim szybko doszłam do wniosku, że potrzebowałam go. Naprawdę. Spędziłam wieczór (a w sumie cały dzień i noc), nie martwiąc się tym wszystkim, co powinnam jeszcze zrobić w tygodniu przed ślubem. Nie musiałam się zastanawiać nad niczym, nie musiałam nad niczym panować, nie musiałam organizować. Poza tym zobaczyłam grono dziewczyn, które przyszły tam dla mnie. Którym mogłam zaufać i poprosić o pomoc. Dziewczyny, o których trochę zapomniałam w przedślubnej gorączce. Po imprezie poprosiłam kilka z nich o pomoc, żałując, że nie zrobiłam tego wcześniej – przecież one ciągle były obok mnie!
O ile wesele może być dla gości (bo tradycja, bo rodzice płacą, bo z daleka, bo coś tam innego), tak wieczór panieński jest dla panny młodej
W związku z tym nie rozumiem zupełnie obruszenia uczestniczek imprezy, kiedy okazuje się, że przyszła mężatka nie godzi się na wszędobylskie penisy i striptizera. Tym bardziej, że rzadko kiedy dowiadują się o tym dopiero na imprezie. Nie raz niestety słyszałam takie historie (łącznie ze stwierdzeniami, że jak ma być „tak grzecznie” to ktoś tam w ogóle nie przyjdzie). Pamiętam, że i u mnie pojawiły się głosy, że przydałby się jakiś członek do dekoracji, ale na szczęście moje zdanie zostało uszanowane i takowy się nie pojawił. A tort miałam śliczny. Był biało – różowy i nijak nie przypominał tego, co panowie noszą w spodniach. :)
Na szczęście siusiakowe panieńskie wieczory odbywają się już coraz rzadziej
Taki wniosek wyciągam, przeglądając facebookowe grupy ślubne. Jest wiele sposobów na ciekawe spędzenie czasu w damskim gronie. Impreza może mieć bardzo różną formę – od standardowego clubbingu na mieście, przez domowe przyjęcie i garden party aż po ognisko na łonie natury. Może trwać jeden wieczór, cały dzień, albo kilka, jeśli uda się to zorganizować. Może odbyć się w domu, w wynajętym lokalu, w SPA lub na działce za miastem. Można przygotować przeróżne atrakcje podczas zabawy – gry integracyjne, testy na dobrą żonę lub znajomości przyszłego pana młodego, ciekawe warsztaty, wieczór wspomnień, nauka czegoś nowego, wspólne przygotowywanie dekoracji na wesele, zbieranie dobrych rad dla młodej mężatki. Możliwości jest mnóstwo.
Nie jestem za tym, żeby wieczory panieńskie były sztywniackie i nudne
Nie, wręcz przeciwnie. Powinny pozwolić pannom młodym odpocząć psychicznie (fizycznie oczywiście mogą się zmęczyć, np. podczas tańca czy zabawy w parku linowym). Powinny być na tyle ciekawe, by na długo zapadły w pamięć. Ale przede wszystkim powinny być na odpowiednim poziomie. Bez żenady, obciachu i sytuacji wprawiający w zakłopotanie. I choć panna młoda jest najważniejsza, to warto wziąć też pod uwagę wrażliwość innych uczestniczek.