Bloguję już ponad 3 lata. Zanim powstało Mocem, miałam inny blog. Teraz moje blogowanie to także część firmy. Zrobiło się trochę poważniej i bardziej oficjalnie. Poszłam w ślad za innymi i próbuję. I chociaż pisać można z domowego zacisza bez żadnego międzyludzkiego kontaktu to jednak internetowi twórcy jeżdżą na przeróżne spotkania, festiwale i konferencje blogowe. A później wracają i piszą, że najlepsi w tym wszystkim są ludzie i to o nich chodzi…
Rok temu byłam pierwszy raz na Blog Conference Poznań. Pojechałam sama, licząc, że jakoś dam radę. Nie wiedziałam, czy będzie ktoś znajomy. Byłam pierwszy raz w obcym mieście. Nie wiedziałam zupełnie, czego się spodziewać. Miało być dużo ludzi i ciekawe prelekcje. Nie zawiodłam się i wróciłam z głową pełną pomysłów, kopniakiem do działania i listą wytycznych, co i jak warto robić. Wiedzę czerpałam całą sobą. Rozmawiałam głównie z 2 osobami – Asią, którą znałam wcześniej i Patrycją, którą poznałam na samym początku, gdy stałam jak sierotka na środku sali.
Niemal każda relacja, którą przeczytałam, kończyła się stwierdzeniem, że największą wartością takich spotkań jest integracja i osobisty kontakt ze znajomymi (blogerami) z sieci. No i fajnie, ale ja tego zupełnie nie czułam. Bałam się do kogokolwiek zagadać, miałam wrażenie, że nikt mnie nie pozna i będę musiała się pół godziny tłumaczyć, kto ja jestem i co w ogóle tam robię. Uznałam, że jestem introwertyczką i tak już mam. Jeżdżę na konferencje blogerskie po wiedzę i już.
Później było See Bloggers, na które pojechaliśmy już we dwoje. Nie będę się powtarzać, relację możecie przeczytać tutaj. Wyciągnęłam drugie tyle wiedzy i znów i nie poznałam zbyt wielu osób. Spędziłam bardzo fajny czas z mężem i Izą, z którą znamy się z przedblogowych czasów. Dziwiłam się, widząc wiele osób, które zamiast na prelekcjach siedziały na leżakach w strefie chilloutowej. Gadali. Wydawało mi się, że marnują czas, bo przecież podstawą See są panele i wykłady.
Blog Conference Poznań 2017
Choć Stary Browar bardzo mi się podoba to jednak nowe miejsce (Targi Poznańskie) zdecydowanie lepiej się sprawdziło. Więcej miejsca i bardziej przejrzysta przestrzeń. Prelekcje na wysokim poziomie, bardzo konkretne i treściwe. Miałam wrażenie jednak, że spora część prelegentów powtórzyła się z wcześniejszej edycji. Wróciliśmy do domu ze sporą dawką inspiracji i żółciutkim Instaxem Mini, którego wygraliśmy w konkursie Lidla za to zdjęcie. :)
Czułam się dużo swobodniej niż rok wcześniej. Wiedziałam już co i jak i nie byłam tam zupełnie sama. Jeszcze przed pierwszą konferencją bardzo miło się zdziwiłam, gdy szukając miejsca, zobaczyłam dwie machające w moją stronę dziewczyny. I choć oglądałam się za siebie, to jednak Michalina i Magda właśnie nas zapraszały na miejsca obok. Później w trakcie imprezy co jakiś czas okazywało się, że mijam znajomych z Łodzi.
See Bloggers w Gdyni
Nad morzem udało nam się spędzić nieco więcej czasu, chociaż dosłownie morze widzieliśmy tylko po ciemku albo w porcie. Tym razem zupełnie inaczej odebrałam całą imprezę. Nie ze względu na jej organizację, bo tutaj nie mam się do czego przyczepić – działo się dużo i było ciekawie. Nie chłonęłam wiedzy, ale wrażenia i przeżycia. Udało mi się na żywo pogadać z ludźmi, których znałam jedynie z sieci, z ludźmi, którzy są dla mnie swego rodzaju autorytetami, których podglądam, czytam i śledzę, o których pisałam tutaj. Przyznaję, że z prelekcji za wiele konkretów nie pamiętam, muszę je obejrzeć jeszcze raz, jak się pojawią w sieci.
Pamiętam jednak, że wolałam wypić kawę z Gomułeczkami i Pieszkami zamiast iść na konferencję. A później zamiast przespać się przed after party albo iść w końcu nad morze (to była sobota, a my od czwartku byliśmy w Gdyni), wybraliśmy obiad w grupie Chrześcijańskich Blogerów (piszę z wielkich liter, bo jest taka grupa na fejsie, zapraszam, jak ktoś chce dołączyć) w centrum handlowym. Nie mogłam się doczekać, aż spotkam się z Natalią i chociaż zobaczyłyśmy się na drodze do toalety, to jednak chęć rozmowy na żywo wygrała z fizjologiczną potrzebą. ;)
Pierwszy raz na blogowej konferencji miałam poczucie niedoczasu. Nie dało się być wszędzie na raz – na sali ze sceną główną, na warsztatach, wśród znajomych i jeszcze pamiętając o normalnym jedzeniu (ja piłam mnóstwo pysznej kawy, a Piotrek zajadał się Zozolami od sponsorów). Niektóre stoiska marek zobaczyłam dopiero po wyjściu z ostatniej prelekcji, gdy wszyscy się już zbierali i był mniejszy tłum. Nie wiem, kto się wystawiał w strefie beauty, nawet nie znalazłam makaroników od Duki, które mnie kusiły z czyjegoś Instagrama (uwielbiam je, nawet miałam koszulę w makaroniki na sobie!). Udało mi się za to wrzucić kilka zdjęć i filmików (jeszcze bez gadania) na Instastories. Zawsze się zastanawiam, czy ktoś to w ogóle ogląda… Z resztą do tej pory nie bardzo wiem, jak to działa, ale próbuję.
Już się nie boję jeździć na konferencje blogowe i rozumiem, o czym piszą inni blogerzy
Nareszcie wiem, o czym pisali inni rok temu. Teraz też się podpisuję obiema rękoma pod tym, że najlepsze w tym wszystkim są spotkania z innymi ludźmi. Konferencje często są po wydarzeniu udostępniane w sieci, warsztaty bywają bardziej unikatowe, ale jednak podawane tam informacje czy ćwiczenia też nie są wiedzą tajemną. Konkursy z markami czy darmowa kawa to tylko dodatki, które umilają czas spędzony w fajnym gronie, a nie sedno imprezy.
Olałam rejestracje na Blog Forum Gdańsk, a teraz przyznaję, że żałuję.
Na „potwierdzenie” dobrej zabawy z innymi ludźmi dodaję zdjęcia ze stoiska Siemensa i z ostatniej prelekcji Jasona Hunta. Jak się wkręcę w rozmowę to zapominam, że można by sobie zdjęcie razem zrobić… :) Kilka fotek więcej znajdziecie na naszym Instagramie.