Postanowiłaś. Zakładasz bloga. Będziesz pisać o życiu. Przemyślenia przelejesz na ekran komputera i pójdą w świat. Pod postami rozwiną się dyskusje. Będziesz zawsze pięknie wyglądać. Czasem wrzucisz jakąś fotkę na Insta albo FB. Statusami poinformujesz czytelników o tym, że jesteś w super kawiarni i pijesz piękną kawę z piankami. Masz mnóstwo wolnego czasu i non stop widujesz się z przyjaciółmi. Żyć, nie umierać. Po prostu Twój lifestyle.
Każdy bloger powie Ci, że to nie tak. Naczytałam się sporo i przekonałam na własnej skórze, że blogowanie jest czasochłonne. Nie wystarczy napisać tekst (który też zajmuje sporo czasu). Trzeba jeszcze dobrać i obrobić zdjęcia, ustawić bardziej techniczne parametry wpisu, udostępnić w mediach społecznościowych, a wcześniej przygotować się do pisania – przemyśleć, zaplanować, może nawet uzupełnić swoją wiedzę. Znajdziecie na ten temat sporo informacji w internecie.
Poważne blogowanie angażuje
Od dwóch miesięcy mniej więcej zajmuję się tylko tym – piszę bloga i pracuję nad naszymi chusteczkowymi zaproszeniami i podziękowaniami dla rodziców i świadków. Jest super. Bardzo mi odpowiada taka praca, choć gdyby nie Piotrek to nie mielibyśmy póki co, co jeść. Na razie pracuję w domu, ale za wiele nie zarabiam. :)
Co prawda nie raz mam wrażenie, że dzień przeleciał mi przez palce. Ciągle zwlekam się z łóżka za późno. Nie katuję się wyrzutami sumienia, ale jest to fakt. Chociaż z drugiej strony często zdarza mi się pisać posty wieczorem, kiedy Mąż już wróci z pracy.
Są też dni zupełnie inne. Wstanę trochę wcześniej i od początku zabieram się za konkretne sprawy do załatwienia. Wkręcę się w tryb pracy i zapominam nawet o jedzeniu. Łapię się na tym, że pracując w domu, nie mam czasu wyjść do sklepu w ciągu dnia.
Cieszy mnie te różnorodność i dowolność. A jeszcze bardziej, cieszą mnie wymierne efekty mojej pracy. Nowe kontakty, ciekawe komentarze i rosnące statystyki. Tak, cieszą mnie statystyki, bo nie są to tylko numerki, ale to jesteście Wy, nasi czytelnicy. I jest Was coraz więcej, a to najbardziej cieszy.
Zanim komentarze zaczęły się pojawiać pod moimi wpisami, czytałam sporo o tym, co zrobić, żeby zachęcić odwiedzających do zostawiania po sobie śladu. We wszystkich poradach innych blogerów zawsze pojawiał się punkt dotyczący komentowania innych blogów. Wydawało mi się to ściemą jakich mało. Ale spróbowałam.
Rezultaty mnie zaskoczyły. Po pierwsze to naprawdę przynosi efekty! Kiedy ja dużo komentuje tutaj też robi się spory ruch.
Po drugie wkręciłam się strasznie w to całe komentowanie! Tego nikt mi nie powiedział. Nikt mnie nie uprzedził, że to tak wciąga! Może aż za bardzo. Dużo czytam. Ciągle poznaję nowe blogi, nowe osoby. Niestety czytając innych, można „stracić” cały dzień. W cudzysłowie, bo nie jest to czas stracony w znaczeniu zmarnowany, ale duża ilość czasu poświęcona na przyjemności zamiast obowiązki. Już nawet wyrobiłam sobie nawyk komentowania postów, które czytam. I tak mijają mi kolejne dni… :)
Co myślicie o blogowaniu na pełen etat? Też blogujecie? Co Was w tym najbardziej zaskakuje?
Nasz blog ma niecałe 8 miesięcy. Myślę, że jeszcze wiele rzeczy mnie zaskoczy… Nie mogę się doczekać tych wszystkich nieprzewidzianych sytuacji i rozwoju wydarzeń.
Wpis powstał w ramach wyzwania Uli Phelep z bloga Sen Mai.