Ponad miesiąc temu, 12 grudnia zeszłego roku, byłam na kolejnym blogerskim i babskim spotkaniu. W SmyKawce – klubokowiarani na naszym łódzkim Radogoszczu zebrało się 19 młodych mam (tyle naliczyłam na grupowym zdjęciu) i ja. Chociaż minęło już sporo czasu, wrażenia pozostały, więc w końcu opowiem Wam, jak było.
Dojazd komunikacją miejską mnie trochę dobił, bo mimo tego, że nie mam daleko do SmyKawki z Teofilowa, musiałam się przesiadać i dojść spory kawałek. Kiedy docierałam do końca (a raczej początku) ul. Jeziornej, już myślałam, że przegapiłam mój cel. Klubokawiarnia jest na podwórku, za domem jednorodzinnym, faktycznie pod numerem 9. :)
Było mi trochę raźniej, bo po Spotkajmy się w Łodzi znałam już kilka osób, w tym główne organizatorki – Asię z bloga Z filiżanką kawy i Izę ze Szczypta o mnie. Dziewczyny zrobiły kawał dobrej roboty. Znalazły ciekawe miejsce (było wygodnie, cała duża sala była do naszej dyspozycji, nikt nie przeszkadzał), sponsorów i partnerów, dwie prelekcje, a także zadbały o naszą integrację i szczytny cel spotkania – finansową pomoc dla Zosi Wieloch.
Wszystko zaczęło się od konsultacji z dietetyczkami z Natur House. Nie leży to zbytnio w dziedzinie moich zainteresowań, więc nie zapisywałam się na indywidualną poradę, ale z chęcią wysłuchałam całego wykładu. Dostałyśmy wydrukowaną prezentację i broszury informacyjne. Prelekcja potwierdziła część błędów żywieniowych jakie robię (jednak nie jest to wystarczającą motywacją do ich zmiany ;P) i podpowiedziała kilka zdrowszych zamienników smacznych przekąsek.
Drugie wystąpienie przygotowała pani Anna – brafitterka z Szyfoniery. Widać było profesjonalizm właścicielki łódzkiego butiku (a właściwie dwóch butików). Teorię doboru właściwego biustonosza znam, ale nie miałam pojęcia, na ile rzeczy należy zwrócić uwagę, aby zrobić to naprawdę dobrze. Z ogromną ciekawością słuchałam, tym bardziej, że wiele kwestii zahaczało o moje włókiennicze wykształcenie.
Słowem kluczem była „konstrukcja”. Nie tylko rozmiar ma znaczenie (w tym przypadku ma!), ale także materiał oraz konstrukcja, czyli w przełożeniu na prosty język – kształt i sposób zszycia poszczególnych części. Poza tym rozmiarówka, jaką możemy spotkać w sieciówkach to tak naprawdę propozycja dla kobiet o najczęściej spotykanej budowie. Nie tylko panie z dużym biustem mają problem, aby znaleźć w nich coś dla siebie, ale także te z dużą różnicą obwodów (pod biustem i w biuście). Tam literki przy rozmiarach kończą się zazwyczaj na D, zaś w Szyfonierze duuużo dalej – w internetowym sklepie znalazłam N. :)
Od dłuższego czasu chodził za mną pomysł, żeby wybrać się do brafitterki i spotkanie z panią Anią utwierdziło mnie w tym postanowieniu. Co prawda dobry stanik świata nie zbawi, ale jeśli można żyć lepiej, to dlaczego tego nie spróbować? :) Nawet moja mama podeszła entuzjastycznie do tematu, więc idziemy we dwie.
Swoją drogą, myślę, że warto się wybrać do brafitterki, żeby się trochę dowartościować. Zazwyczaj okazuje się, że nasz biust jest zdecydowanie większy (pod względem rozmiaru) niż nam się wydawało. :)
Rozpisałam się trochę, ale to tylko dlatego, że jest to temat, który mnie bardzo zaciekawił. W tygodniu przed spotkaniem blogerek, oglądałam na stronie Szyfoniery ich najnowszy pomysł – BraBijou. Są to wymienne ramiączka do stanika, ale nie takie zwykłe, różnokolorowe czy z jakimiś nadrukami. W ich ofercie znajdziecie ramiączka z dodatkowymi paskami, które są teraz bardzo modne, co jakiś czas przewijają mi się na Instagramie czy Facebooku. Niektóre z nich mają biżuteryjne dodatki albo miejsce na doczepienie różnych zawieszek w stylu charmsów.
Każda z uczestniczek spotkania dostała od Szyfoniery upominek z kolekcji BraBijou albo koronkowe majteczki. Mi przypadły ramiączka i to chyba jedne z ładniejszych, więc jestem przeszczęśliwa. Tylko nie mam do nich czarnego stanika, także wizyta w butiku już jest pewna. :)
Po warsztatach przyjechał obiad. Dosłownie. Pan z firmy Cynamon Catering dietetyczny przywiózł nam dwa zdrowe i smaczne dania. Mimo tego, że jedzenie nie było robione na miejscu i tak było bardzo ciepłe za co duży plus dla firmy. Cały czas mogłyśmy też korzystać z kawy i herbaty oraz przekąsek przygotowanych przez Catering Lily on diet. Na końcu posta znajdziecie niespodziankę od nich.
Później przyszedł czas na mniej oficjalną część spotkania, czyli integrację zorganizowaną przez Asię i Izę, ale tak na luzie. Miałyśmy okazję się trochę poznać, każda z nas się przedstawiła i powiedziała coś o sobie. Czułam się trochę jak na „pogodnym wieczorku” na koloniach, ale w tym jak najbardziej pozytywnym sensie. Było mnóstwo śmiechu.
Ostatnią niespodzianką był przepiękny tort od Słodkiej Stacji. Nie przepadam za smakiem klasycznych tortów, dlatego podkreślam to, że był piękny, bo to jest dla mnie w nich najważniejsze. :) Mimo tego, że te z masą cukrową są przeraźliwie słodkie i nie wiem, czy ktokolwiek zjadą całą dekorację, to mi się najbardziej podobają, można z nich wyczarować cuda.
Jak wspomniałam na samym początku, celem spotkania, oprócz naszej integracji, była pomoc Zosi Wieloch. Dzięki sponsorom i partnerom spotkania udało się zebrać 967 zł. Żeby bardziej poznać Zosię, zapraszam na jej fanpage. Niedługo będzie trzeba rozliczać PIT-y, więc jeśli jeszcze nie wiecie, co zrobić ze swoim 1%, możecie przekazać go właśnie jej. Kiedyś mi się wydawało, że to mało, ale wiedząc, że takich osób z kilkoma złotymi jest więcej, można uzbierać naprawdę sporo pieniędzy, które bardzo się przydają.
Ze spotkania ciężko mi było wyjść, bo na koniec jeszcze po prostu gadałyśmy. Stałam więc w kurtce, gotowa do wyjścia, zapakowana ze wszystkimi prezentami i co chwila spoglądałam na telefon, żeby wyjść o odpowiedniej porze. Przegadałam tak ze dwa autobusy, a na trzeci i tak się spóźniłam.
Odpakowywanie prezentów od sponsorów zaczęłam od tego, czym mogłam podzielić się z Piotrkiem – od czekolady z Almy, która dała nam kilka ciekawych produktów, m. in. napój orzechowy (wypity już) i mleczko kokosowe. Od jakiegoś czasu chciałam spróbować Dań Babci Zosi, więc w końcu mam okazję.
Wola – producent skarpet i rajstop pomógł mi skompletować drobny prezent pod choinkę dla Zosi, która niebawem przyjdzie na świat. Zainteresowały mnie rajstopki, które są wykonane z organicznej przędzy pozyskiwanej z mleka (w 26%). Nie słyszałam o tym na studiach, a uczyłam się tam przedziwnych rzeczy. Podobno regulują nawilżenie skóry i absorbują nadmiar wilgoci. A damskie białe skarpetki przydadzą się zawsze.
Oillan był sponsorem moich prezentów. :) Żel dostała wspomniana już jeszcze nienarodzona Zosia, a krem do twarzy i balsam przyjaciółka z bardzo wrażliwą cerą. Co do prezentów gwiazdkowych to Drogeria Natura też się trochę dołożyła – fuksjowy błyszczyk Sensique powędrował do drugiej przyjaciółki. Mi się bardzo spodobały cienie w kredkach, które bardzo szybko się nakłada. Bałam się, że będzie tak jak z eyelinerem – żeby kreska była idealna potrzeba spokoju, czasu i wprawy przede wszystkim. Z cieniami jest dużo prościej. Matowa pomadka w płynie od Kobo jest super. Mocno napigmentowana i ma fajną konsystencję – nie lepi się za bardzo i jest dość lekka. Jedyny minus jest taki, że zostawia ślady. Cóż, rzadko która nie zostawia. :)
Od Monello – łódzkiej marki dziecięcych ubranek dostałam czapkę. I to nawet w „dorosłym” rozmiarze. :) Co prawda do obecnej kurtki za bardzo mi nie pasuje, ale na pewno się jeszcze przyda. Ma czadowy pompon!
Muszę się jeszcze umówić na zabieg pielęgnacyjny na twarz do Strefy Urody Filonka. Jak ja dawno nie byłam u kosmetyczki!
Profesjonalnym sfotografowaniem imprezy zajęła się pani Dorota Rojek. Spora część tutejszych zdjęć jest właśnie jej autorstwa. Dzięki niej w końcu mam jakieś zdjęcia, na których jestem. :)
Zbiorowe zdjęcie prezentów zapożyczyłam od organizatorki Asi, która także zajmuje się fotografią.
Przed spotkaniem na Facebooku trwała licytacja na rzecz Zosi Wieloch różnych fantów od sponsorów. Wśród nich byli także:
DPAM, Wydawnictwo Babaryba, SangoTrade, Grovia, Colibri, Whisiber Szumiący Miś, Wydawnictwo Zakamarki, NogiStonogi.
Catering Lily on diet to firma robiąca tzw. diety pudełkowe. To znaczy, że zamawiasz jedzenie na cały dzień, czyli pięć gotowych i zdrowych posiłków. Do wyboru są diety według kaloryczności, a także specjalne, np. bezglutenowa, wegańska, dla sportowców itp. Idealna opcja dla ludzi zabieganych i takich, którym szkoda czasu na gotowanie (to dla mnie!!!). Więcej przeczytacie na ich stronie i fanpagu, a jeśli chcecie spróbować, to Lily on diet przygotowała specjalne rabaty dla blog-OFFujących mam i ich czytelniczek.
Na hasło „MAMY PO GODZINACH” dostaniecie rabat w wysokości 10%.
Muszę obgadać to z mężem i może faktycznie spróbujemy. :) A Wy? Jak się zapatrujecie na taką „gotową” dietę?