Miałam siedemnaście lat, kiedy poszłam do szpitala na kilka miesięcy. Poznałam tam chłopaka. Fajny, przystojny, inteligentny, dało się pogadać. Rok młodszy ode mnie. Spiknęliśmy się baaardzo szybko, ale nikt nie chciał wierzyć, że ten „związek” przetrwa chociaż kilka miesięcy. Oboje niepełnoletni, do tego mieliśmy do siebie około 70 km. Ciężka sprawa.
Miałam wrażenie, że jego rodzice absolutnie nam nie kibicują. Podobnie było z moimi szkolnymi znajomymi. Bardzo szybko mój kontakt z nimi się pogorszył, ponieważ poświęcałam sto procent czasu nowemu chłopakowi.
Chyba chciałam pokazać wszystkim, że nam się uda. Spędzaliśmy razem w miarę możliwości każdą wolną chwilę. Codziennie rozmawialiśmy przez telefon i SMS-owaliśmy. Nie obeszło się bez kłótni właściwie od samego początku — poświęciłam mu się cała, zrezygnowałam ze wszystkiego innego, poświęcałam mu cały mój czas i wymagałam tego samego, a on nie zawsze potrafił zrozumieć, dlaczego mam pretensję, jeśli wolał spotkać się ze znajomymi, niż pogadać ze mną przez telefon.
Wierzę, że mimo całego gorącego uczucia, jakim obdarzył mnie od pierwszego dnia, nic by z tego nie było, gdyby nie mój upór. Wiele osób miało mi za złe, że zamiast wziąć sobie wolne od chłopaka i jemu też dać od siebie odpocząć, cały czas nalegam, żeby poświęcał mi swój czas i uwagę. Oboje straciliśmy wtedy sporo bliskich znajomych, którzy chcieli być ważniejsi od drugiej połówki.
Mój upór nie poszedł jednak na marne. Trzy miesiące temu, po czterech latach „chodzenia”, zaręczyliśmy się (ku ogromnemu zaskoczeniu i niezadowoleniu niektórych „znajomych”).
Zaproponowałam wypad do hotelu na walentynki. Piękne miejsce, full wypas, basen, sauna i siłownia do naszej dyspozycji, za hotelem jezioro i deptak, codziennie śniadania i wypasione kolacje. Podczas jednej z nich Radek zaczął rozmowę o nas — o tym, że chyba nam razem całkiem dobrze i dlatego chciałby spędzić ze mną resztę życia.
Absolutnie się tego nie spodziewałam, byłam naprawdę zaskoczona i wzruszona! Wyobraźcie sobie to: elegancka restauracja, kolacja, pyszny deser, świece i takie wyznanie! To był zdecydowanie najromantyczniejszy moment w moim życiu, zupełnie idealny, dokładnie taki, jak powinien być! Jak w filmach i bajkach, doskonale zaplanowany przez mojego narzeczonego. Zapamiętam go do końca życia — w końcu nie codziennie kobieta przeżywa takie emocje i dostaje pierścionek z diamentem ;)
Za dwa lata bierzemy ślub, mamy już salę i znaleźliśmy idealnego kamerzystę. Póki co jednak odłożyliśmy przygotowania i zajęliśmy się remontem naszego własnego mieszkania, do którego wprowadzamy się już latem.