To jak to w końcu jest? NPR czyli naturalne czy nowoczesne planowanie rodziny? Czy coś naturalnego może być jednocześnie nowoczesne? Przecież skoro jest naturalne, to jest wpisane w naszą biologię, jest z nami od początku istnienia. Jak w takim razie może być to nowoczesne?
W naszym facebookowym konkursie organizowanym wraz z firmą Lady Comp Polska zapytaliśmy, co Was najbardziej zniechęca i zachęca do stosowania NPRu. Każda osoba pisząca o plusach tych metod, podkreślała, że ważne jest dla niej to, że są one w pełni naturalne. Co to oznacza? Nie ingerują w kobiece ciało ani fizycznie jak wszelkie wkładki czy spirale, ani hormonalnie jak pigułki, czy plastry. Nie zaburzają też naturalnego przebiegu aktu seksualnego. Prościej pisząc, nie musicie przerywać gry wstępnej, żeby sięgnąć (znaleźć? przynieść? kupić?!) prezerwatywę. :)
Objawowo-termiczna metoda rozpoznawania płodności korzysta z tego, jak funkcjonuje nasze kobiece ciało. Trzeba nauczyć się odczytywać jego sygnały. Nie zawsze jest to łatwe, czasem niemal niemożliwe, jednak są to sporadyczne przypadki. Warto spróbować.
Mimo tego, że nie jestem jakąś eko fanką to właśnie naturalność NPRu najbardziej mnie przekonuje. Inne argumenty, jak choćby ich zgodność z nauką Kościoła, są ważne, ale nie wystarczające. Znam zupełnie niewierzące osoby, które popierają mierzenie temperatury, badanie śluzu i szyjki macicy właśnie ze względu na to, że są to naturalne metody antykoncepcyjne (przynajmniej w ich mniemaniu, bo nie raz słyszałam o tym, że rozpoznawanie płodności to nie antykoncepcja a planowanie rodziny i w dużej mierze się z tym zgadzam, ale wiem, że nie dla wszystkich to rozróżnienie ma sens).
Wróćmy teraz do tytułu – naturalność i nowoczesność wcale się nie wykluczają. Przynajmniej nie w tym przypadku. Tak naprawdę metody rozpoznawania płodności są nam znane dopiero od niedawna, o czym pisałam więcej w poście o metodzie kalendarzyka (której zdecydowanie nie popieram). Skoro są stosunkowo nową metodą na odłożenie poczęcie dziecka, możemy się spodziewać kolejnych odkryć w tej dziedzinie i rozwoju technologii na przestrzeni nadchodzących lat, czego nie mogę się już doczekać.
Przyznaję, że w tej chwili, kiedy nie chodzę codziennie do pracy i wstaję później niż mierzę temperaturę, jest to dla mnie dość uciążliwe. Nie raz nie usłyszę budzika, albo zasnę z termometrem w buzi. Albo po prostu nie zapiszę wyniku w telefonie (w tej chwili korzystam z aplikacji Mój Kalendarzyk).
Kiedy już uda mi się zmierzyć i zapisać temperaturę, nie zawsze mam pewność, co do tego, jak zinterpretować wykres, mimo jakiś 6 lat praktyki (zaczęłam mierzyć temperaturę na trzy lata przed ślubem). Tutaj z odsieczą przyszedłby mi się właśnie komputer cyklu. I tu po raz kolejny (po ciągłych badaniach i odkryciach oraz aplikacjach na smartfona) pojawia się nowoczesność.
Co jakiś czas wpisuję w wyszukiwarkę hasła „komputer cyklu” i „monitor płodności”. Wyniki się zmieniają, na naszym rodzimym rynku pojawiają się coraz to nowsze urządzenia i ich ulepszone wersje. Póki co ceny są wysokie. Większość sklepów jednak oferuje systemy ratalne. Poza tym, im więcej różnych modeli, tym większa konkurencja i w konsekwencji tym niższe ceny.
Trzeba pamiętać, że komputery cyklu wciąż są u nas mało znane. O prezerwatywach i pigułkach dzieciaki dowiadują się w szkole, a o monitorach płodności? Ja nie miałam za bardzo szansy, bo ich jeszcze w Polsce nie było, ale jestem bardzo ciekawa, jak jest teraz.
Rozumiem, że nie każdy oddałby urządzeniu odpowiedzialność za ewentualne poczęcie dziecka, ale przyznaję, że mi by to nie przeszkadzało. Tym bardziej, że ufam badaniom, które potwierdzają ich wysoką skuteczność. Poza tym lubię gadżety, a taki komputer jest dla mnie swego rodzaju gadżetem (jakby nie patrzeć nie jest rzeczą niezbędną – NPR można stosować, mając jedynie termometr, ołówek, notes i wiedzę na temat samej metody).
Monitory płodności za nas wszystkiego nie zrobią, jasne, ale… mogą coraz więcej. Jedne mierzą temperaturę, inne poziom hormonów LH i Estradiolu lub E3G, wszystkie interpretują wyniki. Są coraz dokładniejsze, mają coraz więcej funkcji. Kiedy dowiedziałam się o ich istnieniu, szukałam takiego, który będzie najbardziej skuteczny i będzie wymagał ode mnie jak najmniejszego zaangażowania. Wtedy nic mnie w 100% nie zadowalało. Niedawno znalazłam jednak urządzenie, które nie wymaga budzenia się rano i świadomego mierzenia temperatury (pod pachą przykleja się na noc czujnik, który mierzy temperaturę co pół minuty mniej więcej i z tego wyciąga średnią). A to jest dopiero początek…
Nie wiem, czy słyszałyście o inteligentnych tekstyliach. Mamy smartfony, ale są też smart materiały. Przemysł włókienniczy się bardzo prężnie rozwija i wykorzystuje najnowocześniejsze technologie. Tekstronika, czyli połączenie elektroniki i informatyki w tekstyliach to jeden z przedmiotów, które miałam na studiach. Zrobienie w pełni materiałowych urządzeń elektrycznych, które można prać normalnie w pralce jest możliwe. Wbudowanie w odzież czujników temperatury, które przesyłają dane do komputera to nie jest problem. Znając możliwości przemysłu włókienniczego, przewiduję, że monitory cyklu, które znamy w tej chwili to dopiero początek. Z czasem obecne stanieją, a będziemy mieli do wyboru urządzenia o wiele bardziej nowoczesne i samodzielne. Oczywiście rodzi to kolejne pytania i wątpliwości związane z zagadnieniami technologicznymi i moralnymi, ale możliwości są ogromne.
Czekam na rozwój techniki, a Was zapraszam na wyczekane ogłoszenie wyników konkursu facebookowego, który polegał na udzieleniu odpowiedzi na pytanie „Co Was zachęca lub zniechęca do stosowania NPRu?”.
Firmowe kubki i 10% rabaty od firmy Lady Comp Polska otrzymują:
Joanna Malinowska, Joanna Gliniecka oraz Aleksandra Pawlukowska
Serdecznie gratulujemy! Z Paniami skontaktujemy się mailowo w celu uzgodnienia adresu przesyłki nagród.
Dziękuję wszystkim za zgłoszenia. Dałyście mi sporo do myślenia. Chyba niebawem stworzę post z plusami i minusami NPRu. A co Was zachęca albo zniechęca do stosowania NPRu? Każda odpowiedź jest na wagę złota!