Wszyscy narzeczeni wiedzą, że jedną z formalności, jaką muszą załatwić przed ślubem, są właśnie nauki przedmałżeńskie. O dziwo, wokół tego tematu przewija się mnóstwo emocji. Zarówno tych pozytywnych jak i negatywnych.
Już trzy lata temu Kościół zapowiadał zmiany w obowiązującej formie kursu. Przed naszym ślubem słyszeliśmy, że ma on zostać wydłużony do obowiązkowych 6 miesięcy. Do tej pory jednak zmiany te nie zostały wprowadzone. Można odbyć go w przeróżnych formach. W większych miastach znajdziecie nauki weekendowe, dwu weekendowe, wieczorowe oraz takie, które trwają kilka tygodni lub miesięcy, ale spotkania są co siedem lub więcej dni. Parafie organizują krótkie wyjazdy, dłuższe konkretne dni skupienia, a także wykłady w salkach na plebanii. Jeśli odpowiednio wcześnie zaczniecie się rozglądać za pasującym terminem, z pewnością znajdziecie coś dla siebie.
Kiedy zastanawialiśmy się nad naukami dla nas, na łódzkim forum weselnym wiele osób szukało czegoś, co da się załatwić jak najszybciej. Najlepiej, żeby po prostu ksiądz podpisał papiery. O poradni małżeńskiej nie wspomnę, bo wielu narzeczonych wystrzega się jej jak ognia.
Pamiętam jakąś imprezę u dziadków (nie wiem, czy nie była to przypadkiem Wigilia…), kiedy z kuzynem i jego żoną rozmawialiśmy właśnie o naukach przedmałżeńskich. Babcia się obruszyła, że przecież żadne nauki nie są potrzebne, bo o czym tu w ogóle mówić? Życie jak to życie, no normalnie jest po ślubie. A mój kuzyn, który za często w kościele się nie pojawia i to po nim prędzej bym się spodziewała zdania, które wygłosiła babcia, zaczął mówić, że jemu się bardzo podobało i poleca to wszystkim parom. Powiedział, że im ten kurs dużo pomógł i chętnie posłuchałby więcej na temat komunikacji i miłości w małżeństwie. Potraktowałam to jako świetną rekomendację i poszliśmy w to samo miejsce – do parafii jezuitów w Łodzi.
W tej chwili bardzo często część kursu prowadzi kapłan, a resztę małżeństwa, które dzielą się swoim doświadczeniem. Tak też było u nas. Chociaż ja osobiście nie mam nic do księży, którzy zajmują się tą tematyką, bo jestem pewna, że mają nieraz dużo większą wiedzę niż niejeden małżonek, to wiem, że dla wielu osób małżeństwo jest dużo bardziej wiarygodne (chociaż mogą mówić zupełnie to samo).
Dobry kurs jest w stanie pomóc w przygotowaniu do małżeństwa. Udzielić pewnych odpowiedzi, ale przede wszystkim zainspirować do dalszego przygotowania. Polecam te kursy, które w swoim przebiegu mają nie tylko konferencje, ale także warsztaty, w trakcie których będziecie musieli w parze porozmawiać na dany temat, uzgodnić coś albo po prostu poznacie zdanie swojego partnera.
Nawet, jeśli mieszkacie ze sobą już jakiś czas, na kursie mogą wypłynąć rzeczy, o których nie mieliście pojęcia.
W Polsce jest sporo świetnych kursów przedmałżeńskich! Takich, które naprawdę pomagają młodym przygotować się do życia po ślubie. Nie jest to tylko moje zdanie. Wystarczy popytać trochę, poszukać w internecie i zaryzykować. Dla wielu osób, które nie mają za bardzo styczności z kościołem być może będzie to trudna decyzja, ale warto ją podjąć i wybrać jakieś ciekawe nauki. Przede wszystkim dlatego, że dowiecie się na nich, czym tak naprawdę jest sakrament małżeństwa.
Na takich kursach jest mowa o sakramencie. Nie ma się co dziwić, ani obruszać, bo to przecież przygotowanie do ślubu kościelnego, czyż nie? Przy cywilnym odbycie takich nauk nie jest obowiązkowe. Jeśli ktoś ma awersję do Kościoła, a nauki są dla niego przykrym obowiązkiem, niech się zastanowi, czy na pewno chce ślubu kościelnego. Jeśli wybierzecie kurs wyjazdowy, nie dziwcie się, że nie będziecie spać w jednym pokoju. :)
Jest jeszcze kwestia poradni rodzinnej. Niektóre kursy zawierają w sobie takie konsultacje, inne nie i trzeba samemu udać się do poradni. Tu też warto popytać różnych osób, gdzie najlepiej to zrobić. W czym „najlepiej”, nie oznacza dla mnie dostać podpis i tyle. „Najlepiej” to tak, żeby się czegoś dowiedzieć i nauczyć, a przy tym być potraktowanym z szacunkiem (który powinien działać w obie strony!).
My nie byliśmy w poradni na indywidualnej konsultacji, bo w programie kursu była konferencja na ten temat, a prowadzący mieli kwalifikacje, aby takie zaświadczenie wystawić. Z resztą już przed kursem sporo o naturalnych metodach wiedzieliśmy, więc byłoby to tylko upewnienie. Słyszałam jednak przeróżne historie na ten temat. Od takich, gdzie pary przynosiły wykresy temperatur z internetu i kłamały, że to ich obserwacje, po takie, gdzie panie z poradni były niemiłe, obrażały parę, która otwarcie przyznawała, że nie żyją w czystości albo mówiły zbyt górnolotnym językiem, który tylko jeszcze bardziej zniechęcał do jakichkolwiek prób. Lepiej otwarcie powiedzieć o swoim podejściu, niż kłamać w żywe oczy. Także tego, nawołuję do obustronnego szacunku i wykazania dobrej woli w poznaniu własnego ciała.
A teraz mam prośbę do Was. Napiszcie, gdzie byliście na kursie i czy warto. Chcę zrobić listę ciekawych i wartościowych kursów przedmałżeńskich. Ja póki co polecam łódzkich jezuitów, dominikanów (które prowadzi o.Adam Szustak OP) i Wrocławskie Duszpasterstwo Akademickie Wawrzyny. To trochę mało jak na całą Polskę, więc dopisujcie swoje propozycje.
Jedyna uwaga jest taka, że mają to być faktycznie kursy godne polecenia, a nie na odwal się, byle dostać świstek papieru.
Takim kursom mówimy stanowcze „nie”!
Jakie kursy polecacie? Mogą być te, nie których sami byliście albo zasłyszane z opowieści. Jeśli ktoś wcześniej już poda Wasze miejsce, powtórzcie je, wtedy będę wiedziała, że to jest naprawdę kurs godny polecenia. :) Z góry dziękuję, Mam nadzieję, że razem stworzymy długą listę. :)