Taka sytuacja – ona nie pracuje zawodowo, zajmuje się dziećmi i domem, on codziennie spędza w biurze więcej niż przepisowe 8 godzin, raz w tygodniu idzie na piwo w kumplami, a w weekendy gra w piłkę, wędkuje albo skleja modele samolotów. Ogólnie są dobrym małżeństwem, jako rodzice starają się współpracować, znajdują czas dla siebie i maluchów. Jednak coś nie gra…
W takiej hipotetycznej sytuacji często pojawiają się pretensje żony do męża, że za mało czasu poświęca jej, że ciągle go nie ma i powinien coś z tym zrobić. Najlepiej, gdyby odpuścił sobie któreś z zainteresowań, żeby poświęcał więcej czasu rodzinie, olał chwilami kumpli.
Kiedyś bym się z tym zgodziła. Gdyby przyszła do mnie koleżanka i przedstawiła powyższą sytuację jako swoją, pewnie solidarnie stwierdziłabym, że jej facet powinien więcej czasu spędzać z nią i dziećmi, bo przecież rodzina jest najważniejsza. Obudziłaby się we mnie lekka niechęć do niego. Patrzyłabym przez pryzmat jego kobiety, która spędza dużo czasu w domu, jest zmęczona codziennością, troszczy się o dzieci, ale chciałaby spędzić więcej czasu z dorosłymi. Wydawałoby mi się, że lekarstwem na jej znużenie jest obecność męża.
Guzik prawda, tyle Wam powiem! :) To nie tak, że ten hipotetyczny mąż jest zły, bo ma wiele zainteresowań, znajomych i pracę. Nikt w tej sytuacji nie jest zły, chociaż życie może wydawać się uciążliwe dla dwojga małżonków. Ich system orbit obszarów życia jest zaburzony.
System orbit? O co chodzi?
Każda dziedzina życia, której poświęcamy swoją uwagę to jest jedna orbita. Nasze myśli dotyczące tej sprawy nieustannie krążą wokół nas i wymagają czasu na realizację konkretnych zadań. Przykładowe orbity to dzieci, współmałżonek, seks, porządki domowe, zakupy, przygotowywanie jedzenia, praca zarobkowa, wszelkie zainteresowania, znajomi, dalsza rodzina, działalność charytatywna, społeczna itd.
Wszyscy ludzie mają takie orbity. W małżeństwie niektóre z nich się zazębiają (np. dzieci, porządki, dalsza rodzina), a inne krążą tylko wokół jednej osoby. To, jak te systemy się rozkładają, zależy od męża i żony. Czasem może być tak, że chociaż oboje mamy orbitę o nazwie „zakupy”, robimy je zawsze oddzielnie albo dotyczą czegoś innego, więc koniec końców są to dwie różne orbity, które nie pokrywają się nawet w najmniejszym fragmencie.
Zaburzenia systemu orbit – brak wspólnych obszarów i duża dysproporcja
Trudno sobie wyobrazić dobrze funkcjonujące małżeństwo, w którym kobieta i mężczyzna nie mają wspólnych obszarów życia, o które się razem troszczą. Jest to dość skrajna sytuacja i bardzo rzadka, bo jednak żyjąc razem, trudno aż tak się mijać, ale jest to jednak możliwe. Tym bardziej, kiedy jedna osoba wyjeżdża często w długie delegacje. Nie mówię, że taki układ jest niemożliwy, ale z pewnością jest trudny. I nie trzeba być żadnym naukowcem czy psychologiem, żeby zauważyć, że coś jest nie tak. Intuicyjnie to wyczuwamy.
Trochę inaczej jest z tą dysproporcją. Obrazem dla niej jest sytuacja przytoczona na początku wpisu. Żona wychowująca dzieci i zajmująca się domem, bez żadnego hobby, z dala od przyjaciół i znajomych. Mąż aktywny zawodowo i towarzysko, z licznymi zainteresowaniami, znajdujący czas także dla partnerki i pociech. Nie trudno sobie wyobrazić pretensje, które pojawiają się w gorsze dni. Lekarstwem dla nich wcale nie jest ograniczenie męża i odjęcie mu kilku orbit, ale… dodanie nowych żonie! Byle nie były to kolejne męczące obowiązki, ale coś faktycznie angażującego i ciekawego. Niech oboje mają powinności, ale i czas dla siebie.
Kiedy zaczyna Cię wkurzać, że małżonek spędza czas inaczej niż z Tobą, że ma swoje zainteresowania, znajdź sobie własne (albo wkręć się w jego tematy, jeśli zdołasz)! :)
Nie odkryłam tego sama. O systemie orbit usłyszałam na warsztatach dla małżeństw „Ja + Ty = My” organizowanych przez Fundację Pomoc Rodzinie. Wspominałam o nich trochę we wpisie o wzrokowcach, słuchowcach i kinestetykach.
Dodawanie nowych obszarów zainteresowań jednemu małżonkowi, zamiast odejmowania drugiemu polecają też John i Stasi Eldredge w swojej książce „Miłość i wojna”, którą polecałam jakiś czas temu.
I nie chodzi wcale o to, żeby nagle wynajdywać jakieś udziwnione zainteresowania (chociaż jeśli odkryje się w sobie takie pragnienie, to czemu nie?), ale żeby być trochę bardziej aktywnym w swoim życiu. Każdy potrzebuje czegoś innego. Czasem wystarczy dodać do swoich orbit jakiś sport, kiedy indziej częstsze spotkania z przyjaciółkami, powrót do rysowania, robótek ręcznych albo jakiś wolontariat. Ja polecam założenie bloga jako dość czasochłonną i wciągającą orbitę. :) Możliwości jest mnóstwo i nie ma jednej sprawdzonej i uniwersalnej recepty.
Nie piszę tutaj o jakiś na wpół patologicznych sytuacjach, kiedy jedna osoba ma totalnie gdzieś rodzinę i dom, ale bardziej o takim zwykłym znudzeniu codziennością. Łatwiej nam zrzucać winę na drugą osobę, niż samemu znaleźć sposób na swoje nastawienie. Bo to zazwyczaj jednak my sami jesteśmy za nie odpowiedzialni, a nie ludzie wokół, choć może się tak początkowo wydawać.
Co myślicie o systemie orbit? Słyszeliście o nim w ogóle wcześniej?
P.S. Przytoczona hipotetyczna sytuacja znudzonej żony jest celowo bardzo stereotypowa. Chodziło o nakreślenie problemu. Na takiej samej zasadzie działa dysproporcja systemu orbit u małżeństw bezdzietnych, z dorosłymi potomkami i wnukami, z dobrą pracą i bez niej w ogóle. W narzeczeństwie też można znaleźć pewne analogie choć z trochę innymi założeniami. Często też problem jest zupełnie odwrotny – to żona ma więcej orbit niż mąż.