Pojęcie płodności jest dość jasne. Osoba płodna może mieć biologiczne dzieci. Kobieta może zajść w ciążę, mężczyzna jest zdolny do zapłodnienia. Jeśli jednak chodzi o niepłodność i bezpłodność, sytuacja wcale nie jest tak prosta i jednoznaczna, jak mogłoby się wydawać. Przede wszystkim to nie są synonimy, chociaż w Słowniku Języka Polskiego oba pojęcia mają tę samą definicję. W mowie potocznej nieraz stosowane są zamiennie – zazwyczaj z niewiedzy zapewne (przynajmniej taką mam nadzieję).
Niepłodność i bezpłodność – jaka jest różnica?
Oba określenia dotyczą sytuacji, w której para nie może począć biologicznego dziecka. Różnią się one jednak znacznie.
Według WHO niepłodność to stan, w którym kobieta i mężczyzna przez rok regularnego współżycia (3-4 razy w tygodniu) i niestosowania jakiejkolwiek antykoncepcji nie doczekają się ciąży.
Co ważne, sytuacja ta jest zazwyczaj czasowa i uleczalna. Może być spowodowana różnymi zaburzeniami czy chorobami, ale ich skutki są najczęściej odwracalne. Wraz z rozwojem medycyny poznajemy kolejne przyczyny problemów z płodnością. Przypadki kiedyś nazywane niepłodnością idiopatyczną, dzisiaj zdarzają się coraz rzadziej. Jestem zwolenniczką teorii, że taki rodzaj niepłodności w ogóle nie istnieje. Zawsze jest jakaś przyczyna, tylko nasz obecny stan wiedzy o ludzkim organizmie jeszcze nie pozwala jej znaleźć, nazwać i wyleczyć.
Bezpłodność jest trwałą niezdolnością poczęcia biologicznego dziecka.
Jest to nieuleczalny stan spowodowany najczęściej niewykształceniem się części układu rozrodczego, trwałym urazem narządów płciowych albo ich operacyjnym usunięciem. Są to zdecydowanie rzadsze przypadki niż par borykających się z niepłodnością.
Serio, czy to ma znaczenie?
Kiedyś rozróżnienie niepłodności i bezpłodności nie miało dla mnie kompletnie sensu. Przecież osoby w obu sytuacjach nie mogą mieć dzieci. Skutek jest podobny. Jeśli słyszałam, że ktoś długo stara się o potomstwo, nie zastanawiałam się, czy jest to czasowy problem czy coś, czego nie mogą zmienić. Było mi przykro z powodu tych par, jednym i drugim współczułam tak samo. Niby wiedziałam, że jest jakaś różnica między niepłodnością i bezpłodnością, ale nigdy nie pamiętałam, co jest czym. Obie sytuacje były dla mnie jednakowo beznadziejne.
Kiedy okazało się, że niepłodność może nas dotyczyć, zaczęłam zwracać większą uwagę na oba te pojęcia. Co ciekawe, początkowo ich rozróżniania jeszcze bardziej mnie wkurzało. Wydawało mi się, że to taka sztuka dla sztuki. Przecież niepłodni i bezpłodni nie mogą mieć dzieci, więc po co to rozróżniać?! Jedno i drugie pojęcie budziło we mnie frustrację i gniew. Nie chciałam, aby żadne z nich nas dotyczyło. Nie chciałam nawet o tym myśleć.
Dodatkowo bolało to, że pojęcia te są tak podobne, że naprawdę trudno mieć komukolwiek za złe, że nie pamięta, które jest które… Ja też długo tego nie pamiętałam.
Po tym pierwszym wzburzeniu i ogromnej niechęci do nazywania czegokolwiek nie- lub bezpłodnością, teraz rozróżnienie tych pojęć jest dla mnie bardzo ważne. Robi mi różnicę, czy ktoś mówi o niepłodności czy bezpłodności. Ta druga jest dla mnie definitywna, pierwsza zaś możliwa do pokonania i niedefiniująca tak bardzo.
Niepłodność daje nadzieję
Mimo tego, że jej szczerze nienawidzę, to jednak świadomość, że większości starającym się długo parom (do 80%) udaje się w końcu zajść w naturalną ciążę jest dla mnie bardzo pocieszająca. I chociaż czas, po jakim się to udaje jest bardzo różny i ciężko oszacować, komu się uda, a komu nie, to jednak jest szansa. Jest nadzieja. Czasem wkurzająca, czasem bardzo męcząca, ale ogólnie dobra. Nie ślepa i naiwna, ale jednak poparta badaniami i porównaniem naszej medycznej sytuacji do wielu par, którym jednak się udało.
Niepłodność a problemy z płodnością
Określenie kogoś osobą bezpłodną jasno definiuje jego możliwości prokreacyjne (a raczej ich brak). Niepłodność jak dla mnie nie daje takiej jasności. Powiedzenie o kimś, że jest niepłodny brzmi dla mnie mimo wszystko bardzo podobnie. Określa, że ktoś nie może mieć dzieci. A to nie do końca tak. W tej chwili nie ma dzieci, ale nie oznacza to, że za chwilę nie będzie miał (ba! nie oznacza, że kobieta już nie jest w ciąży, tylko jeszcze o tym nie wie). Nie oznacza, że w ogóle nie może mieć dzieci, ale że dotychczas mu się to nie udało.
Nie określiłabym mnie ani Męża ludźmi niepłodnymi, chociaż nie mamy dzieci. Ewidentnie mamy problem z płodnością, ale mówienie o nas „niepłodni” wydaje mi się w jakimś stopniu krzywdzące. Jest to kwestia nazewnictwa i moich odczuć, ale dla mnie jest istotna. Myślę, że nie tylko ja to tak odbieram. Jakiś czas po tym, jak sobie to uświadomiłam, usłyszałam to samo od Justyny Kuczmierowskiej (jednej z autorek „Nadziei na nowe życie”) podczas jakiegoś webinaru na temat psychologicznego podejścia do tego problemu. We wspomnianej książce jest więcej na ten temat – by nie mówić, że jest się niepłodnym, ale że ma się problemy z płodnością. To robi różnicę. Głównie w naszych głowach, a to jest bardzo dużo, bo to tam dzieje się chyba największe zło niepłodności.
Myślenie o sobie jako o osobie niepłodnej potęguje złe samopoczucie. Problemy z płodnością są mniej definiujące nas samych, a bardziej określają sytuację, w której jesteśmy, i z którą mamy szansę się uporać. Nie musimy „walczyć” z samym sobą, ale z problemami, jakie mamy. Może komuś wydawać się to nieistotne, ale takie teoretycznie małe rzeczy mają znaczenie.
Rozróżnianie niepłodności i bezpłodności oraz nieokreślanie ludzi niepłodnymi jest ważne nie tylko dla osób, których ten problem dotyczy, ale także dla ich bliskich. Kurczę, nie chcę, żebyście odebrali to tak, że ludzi długo starających się o dziecko trzeba traktować jak jajka i uważać przy nich na każde słowo. Czasem jednak rzeczy błahe, słowa, które niby miały być pocieszeniem albo same w sobie niewiele znaczą cholernie bolą.
Wasi znajomi nie są niepłodni, ale mają problem z płodnością
Warto zwrócić na to uwagę z dwóch powodów. Po pierwsze, żeby ich nie urazić w jakiś sposób, żeby nie poczuli się gorsi. W pewnym momencie pojawia się takie wartościowanie, że jest się gorszym od tych, którzy są rodzicami – logicznie bezpodstawne i nieprawdziwe, ale odczuwalne w sferze emocji. Jak ktoś jest NIEjakiś to zazwyczaj oznacza to jakiś brak, wadę, nieumiejętność, niezdolność, coś negatywnego raczej. Chyba nikt nie chce być tak określany. Szczególnie, kiedy jest w tym trochę prawdy, i to takiej, która sama w sobie jest traumatyczna dla danej osoby. To wymaga sporo delikatności i wyczucia. Nigdy nie wiemy, na jakim etapie przeżywania niepłodności jest dana osoba. Wydaje mi się, że lepiej być przesadnie ostrożnym i usłyszeć, że można wyluzować, niż podejść do tematu jak do każdego innego i zobaczyć łzy napływające do oczu.
Drugi powód, dla którego warto mówić o problemach z płodnością a nie osobach niepłodnych, to być może pomoc w zmianie ich myślenia. Są osoby, które się samobiczują w myślach i obwiniają o całą sytuację. Zgodnie z medycznym nazewnictwem i zasadą tworzenia przymiotników w języku polskim określają siebie mianem osób niepłodnych i coraz bardziej się tym dołują. Być może ich lekarze tak mówią, może nikt nie zwrócił im uwagi, że to nie jest tak, że oni nie mają w sobie żadnej płodności, ale że jest ona zaburzona. Być może pomożecie swoim bliskim, pomagając im delikatnie zmienić podejście do niepłodności. Może dzięki Wam zmienią trochę ciężar swoich problemów. Mi osobiście jest dużo łatwiej myśleć w ten sposób – że mamy problemy z płodnością, ale nie jesteśmy zupełnie niezdolni do poczęcia i urodzenia zdrowego dziecka. Może Waszym znajomym taka zmiana myślenia też pomoże. Chociaż trochę.
A czy Ty rozróżniasz niepłodność i bezpłodność? Wiesz, która jest która i zwracasz na to uwagę czy nie bardzo?
Jestem bardzo ciekawa zdania zarówno osób, które zmagają się z tymi problemami, jak i tych, które nie mają z nimi kompletnie żadnej styczności.